wtorek, 21 czerwca 2016

Epilog

#Niall
W ciągu tych kilkunastu lat moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Będąc dwudziestokilkuletnim chłopakiem nawet przez myśl mi nie przeszło, że będę samotnym ojcem. O tym za chwilę...

Obecnie mam czterdzieści lat, jestem doskonałym chirurgiem i już piąty rok pełnię funkcję ordynatora tego oddziału, gdzie pracuję od bardzo dawna, niemal od samego początku. Mam czwórkę dzieci: trzech synów i córeczkę. Najstarszy syn, Theo wkrótce stanie się mężczyzną i opuści rodzinny dom. Właśnie przeżywa swoją pierwszą, prawdziwą miłość, jest zakochany w Rose -córce mojego nadal najlepszego przyjaciela.

Louis i Dorothy tworzą szczęśliwą rodzinę, oprócz Rose mają jeszcze Charlotte, młodszą o siedem lat. Louis spełnia się jako piłkarz. Początkowo zajmował się tym tylko wolnych chwilach,ale z czasem porzucił bycie masażystą dla sportu. Oczywiście musiał zrezygnować piłki jakiś czas temu z racji wieku, ale nadal w jego życiu obecna jest piłka. Louis pracuje w szkole, jako nauczyciel wychowania fizycznego. Dorothy otworzyła swój lokal z muffinami, który wcześniej prowadziła wspólnie z moją kochaną żoną. Dziewczyna lubi to robić, prowadzenie własnego biznesu sprawia jej ogromną radość. Tomlinsonowie oddali mi część udziałów do ich restauracji z racji tego, że to był wspólny pomysł Dorothy i Hany. Ja jednak wcale nie wtrącam się w sprawy związane z restauracją, moja przygoda z gotowaniem skończyła się zaraz po pożegnaniu się z programem kulinarnym. Moją pasją jest niesienie pomocy innym, czym zresztą się zajmuję.

Jeśli chodzi o Harry'ego i moją siostrę Caroline to oni również są małżeństwem. Mają pięcioletnią Darcy, która jest kopią bruneta. Styles prowadzi kancelarię razem z Markiem Owenem i odnosi sukcesy w pracy. Spełnia się zawodowo, jest na prawdę dobry w tym, co robi. Robi mi się ciepło na sercu, gdy widzę szczęśliwą Caro u boku Harry'ego, która zasłużyła na taką miłość, jaką darzy ją Styles. Harold ściął na krótko swoje włosy z racji tego, że zbliża się do czterdziestki.

Wracając do moich dzieci, młodszy o dwa lata Chris jest strasznym rozrabiaką i bystrzakiem, stwarzającym problemy. Z wyglądu przypomina Hanę, ma ten sam nos, uśmiech, natomiast charakter odziedziczył po mnie. Kolejny urodził się Leo, który ma sześć lat. Jest pociechą całej rodziny, buzia mu się nie zamyka. Z pewnością ma to po Han. Za kilka miesięcy syn pójdzie do szkoły, szkoda, że moje słońce nie doczekała tej chwili.

No właśnie, wszystko było w porządku przez kilka lat, dopóki Hana wybrała się do lekarza na kontrolne badania. Okazało się jednak, że Hana spodziewa się kolejnego dziecka, co było dla nas szokiem, bo mieliśmy od początku z tym problemy. Niestety oprócz tego lekarz wykrył u mojej żony nadciśnienie płucne, co jest przyczyną niewykrytej wcześniej wady serca. Choroba ta potwierdziła się, dlatego lekarz oznajmił nam, że powinniśmy usunąć ciążę, bo to jest niebezpieczne dla życia ukochanej. Długo zastanawialiśmy się nad aborcją, ale zdecydowaliśmy się na zatrzymanie ciąży, chociaż szanse na szczęśliwe zakończenie wynosiły niewiele. Lekarze przepisali żonie odpowiednie leki, żeby mogła przeżyć ona jak i dziecko. W końcu na jednym z badań USG dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli córkę. Ostatnie miesiące ciąży Hana spędziła w szpitalu z racji tego, że dopadły ją duszności, serce nie radziło sobie z rosnącą w brzuchu księżniczką. Poród odbył się w ósmym miesiącu ciąży, tak zdecydowali lekarze, mój skarb nie wyglądał ani nie czuł się najlepiej. Ze łzami w oczach szedłem korytarzem w kierunku sali operacyjnej trzymając ukochaną za rękę. Po długiej i skomplikowanej operacji na świat przyszła Olivia, ważyła nieco ponad dwa kilogramy. Spędziła też szesnaście dni w inkubatorze. Hana z trudem przeżyła operację, ale niecałe dwie godziny później trafiła na blok operacyjny, gdzie umarła. Dała mi córkę, ryzykując przy tym własne życie. Bolało jak cholera, gdy ją straciłem. Złamałem się, nie wiedziałem, jak poradzę sobie z czwórką dzieci, pracą w szpitalu, a prowadzeniem domu. Do tej pory nie mogę się pozbierać po jej stracie, chociaż od tego momentu minęło pół roku. W moim życiu nigdy nie będzie już żadnej kobiety, moją jedyną miłością jest, była i będzie Hana. Jej przysięgałem miłość aż do śmierci, ale również i po niej. Z nią przeżyłem najwspanialsze chwile mojego życia. Nie mam z kim podzielić się moją miłością, którą żywię do niej dlatego całe uczucia, które we mnie jest przelewam na dzieci, a szczególnie na Olivkę, która jest identyczna, jak Hana. Gdy na nią patrzę widzę w niej moją zmarłą żonę.

Dziś razem z Harrym, Caroline Louisem, Dorothy, Theo, Chrisem,  Leo i Olivką przyszliśmy odwiedzić Hanę. Chcieliśmy w takim składzie jak dawniej uczcić kolejne urodziny Harry'ego. Przynieśliśmy na grób świeże kwiaty i postawiliśmy nowe, palące się znicze, których nie brakuje, bo staram się przychodzić na grób ukochanej w każdej wolnej chwili. Gdy wszyscy udali się na parking samochodowy, ja zostałem jeszcze na chwilę sam z Haną. Na rękach trzymałem sześciomiesięczną Liv. Jak zwykłe opowiedziałem żonie, co się u nas dzieje, jak sobie radzimy.

-Kocham cię, kochanie -powiedziałem wycierając dłonią płynące łzy z moich oczu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto epilog Big Love. Do samego końca nie miałam pojęcia, jak chcę zakończyć tą historię. Po bardzo długim namyśle zdecydowałam się na uśmiercenie głównej bohaterki, a zarazem jedynej miłości Nialla.

Z całego serca dziękuję każdemu, kto przeczytał to opowiadanie, wcisnął gwiazdkę, czy napisał komentarz, motywujący do dalszej pracy. Szczególne podziękowania kieruję w stronę @Mrs_Hazza94, bez której ta opowieść wcale by nie powstała. To za jej namową zdecydowałam się spróbować napisać coś, co będą czytali inni.  Jest mi bardzo przykro, że nie mogę podziękować Ci za to osobiście, bo to ty podtrzymywałaś mnie na duchu, dawałaś pomysły, gdy ja traciłam nadzieje w sens tego fanfiction. Byłaś i będziesz ogromną nadzieją tego fanfiction. Dziękuję Dorotka

Podziękowania należą się też Wam, moim kochanym czytelnikom. Jest mi strasznie smutno, że już więcej nie będę mogła opublikować żadnego nowego rozdziału. To, że kończy się Big Love nie znaczy, że ja też znikam. Zapraszam Was bardzo gorąco na inne ff z Niallem IF TOMORROW NEVER COMES.

Do napisania, kocham Was.
Wasza OLI 

poniedziałek, 16 maja 2016

Rozdział 40

"Zawładnęłaś moim sercem, Hana."
9 tygodni później, koniec sierpnia.
#Niall
Odkąd zostałem ojcem moje życie całkowicie się zmieniło. Zrozumiałem, że spoczywa na mnie duża odpowiedzialność, o której w przeszłości nie było mowy. Nie jestem już tylko starszym bratem, do którego rodzeństwo zwraca się o pomoc, teraz muszę nauczyć syna, co jest dobre, a co złe.

Theo ma prawie trzy miesiące i jest do mnie bardzo podobny. Przestał być słodkim niemowlęciem, które tylko je i śpi. Chłopiec więcej obserwuje, chcąc bawić się niewielkimi zabawkami, czy po prostu łapać się rączkami za własne nóżki. Syn coraz więcej się uśmiecha, czy gaworzy, próbując nawiązać ze mną kontakt, gdy się z nim bawię, albo daje mu kaszkę. Pomagam Hanie w opiece nad Theo, która zajmuje się nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. Próbuje godzić bycie tatą z zawodem chirurga, co nie jest proste. Często zdarzają się dyżury, gdzie jestem w trakcie operacji, a mój dyżur dobiega końca. Bywa tak, że wracam do domu kilka godzin później niż normalnie, bo trochę czasu mija zanim zdążę uratować komuś życie i ogarnąć stos papierów, które tylko utrudniają pracę. Uważam, że dokumenty powinny być uzupełniane przez inne osoby pracujące w szpitalu, bo moim zadaniem jest nieść pomoc drugiemu człowiekowi niż wypełniać papiery.

Dzisiaj trafił mi się wolny dzień, ale Hana wpadła na pomysł, by spotkać się z przyjaciółmi. Od czasu, gdy razem z Louisem mamy swoje rodziny i dzieci, brakuje nam czasu by spotkać się i obejrzeć wspólnie jakiś mecz,czy wypić piwo.Z dziewczynami jest inaczej, bo spotykają się niemal codziennie, znajdując czas na kawę, w czasie gdy dzieci śpią.

-A może zostaniemy dziś w domu i spędzimy wieczór we trójkę? -zaproponowałem chcąc wynagrodzić rodzinie czas, który spędzam w szpitalu.
-Nie masz ochoty spotkać się z Louisem i Dorothy? -zdziwiła się Hana. -Harry z Caro przyjdą i Jai z Isabel też będą.
-Oczywiście, że nie - zaprzeczyłem. -Po prostu chciałbym ten wolny dzień spędzić z tobą i Theo.
-Wszyscy się ucieszyli na wieść o tym wspólnie spędzonym popołudniu. Ale jeśli nie chcesz to zadzwonię do Doris i powiem, że nie przyjdziemy -oznajmiła ukochana karmiąc Theo zupką ze słoiczka.
-Pójdziemy tam, w końcu przed nami jeszcze wiele wspólnych dni i niejednokrotnie będziemy we trójkę. Gdzie jest to spotkanie?
-W parku -odparła Hana. -Piknik jest chyba dobrym pomysłem, zwłaszcza, że na dworze świeci słońce.
-Masz rację, kochanie -pocałowałem żonę w policzek. Theo zareagował na to szerokim uśmiechem. -Idziemy do parku, synku. Będą twoje ciocie i wujkowie, no i oczywiście Rose.
-Sporo rąk do opieki -blondynka włożyła do buzi dziecka ostatnią łyżkę jedzenia, po czym podeszła do zlewu, wkładając tam brudną miseczkę. Ja wyjąłem z bujaczka Theo, biorąc go na swoje ramiona.
-Potrzeba coś ze sklepu? -zapytałem mając na myśli zaplanowany piknik.
-Nie, wczoraj zrobiłam większe zakupy. Zresztą Dorothy tak wszystko zorganizowała, że każdy ma przynieść coś innego.
-Piwo będzie?
-To oczywiste, Niall -Hana puściła mi oczko. Blondynka oznajmiła, że idzie na górę się przebrać, a ja zacząłem zwiedzać z synem salon, pokazując mu rzeczy, które już mam nadzieję, pamięta.

***
Godzinę później byliśmy w parku. Na miejscu brakowało tylko Harry'ego i Caroline, który powiadomili Louisa o kilkuminutowym spóźnieniu. Wszystko było już prawie gotowe, dziewczęta zajęły się wyjmowaniem zgromadzonych przekąsek. Męska część ekipy, czyli Jai, Lou i ja otworzyliśmy już po butelce piwa. Szwagier od czasu do czasu podawał piłkę trzyletniemu Nick'owi.

-Wujku -zwrócił się do mnie chłopiec. -Tata, już nie pije coli tylko kompot, gdy przychodzi z pracy. Mama powiedziała, że cola jest niezdrowa.
-E tam, trochę można -powiedział Tomlinson.
-Co jest w tej butelce, tato?
-Sok jabłkowy -odpowiedział na pytanie. -Proszę, trzymajcie się tej wersji -zwrócił się do nas Jai.
-Mogę się napić? -rzucił chłopczyk.
-Masz swój soczek w butelce, idź do mamy to ci da -odpowiedział, a Nick się od nas oddalił.
-Tak jest zawsze? -zainteresował się Louis.
-Od pewnego czasu tak, im starszy jest Nick tym więcej rozumie i chce robić to samo,co ja i Isabel. Któregoś razu skumał, że piję colę, więc Isabel wytłumaczyła iż coli nie wolno dużo pić więc teraz jeśli mam taką ochotę to muszę pić w kubku,gdzie niw widać, co jest w środku, albo chować się, jak jakiś alkoholik -wyjaśnił Jai.
-O Boże -Louis pokręcił głową.
-Wszystko przed wami panowie -podsumował brat Hany, gestem ręki wskazując Harry'ego i Caroline.

Podeszliśmy do reszty, witając się ze spóźnioną parą.

Chwilę później siedzieliśmy na kocach, jedząc przygotowane jedzenie i rozmawiając na każdy temat. Pod drzewem stały wózki, gdzie spała Rose i Theo. Córka Louisa odziedziczyła po nim włosy i oczy, na tą chwilę podobna jest do Dorothy.

***
Dwie godziny później, gdy zdążyliśmy wypić kilka piw spotkanie przybrało inny przebieg. Każdy z nas był wesoły, pod wpływem krążącego w żyłach alkoholu. Harry'ego zebrało na wspomnienia, więc z zainteresowaniem słuchaliśmy jego opowieści.

-Nie mogę uwierzyć w to, że ze sprzątaczki stałem się adwokatem. Rozumiecie? Kiedyś byłem od 'przynieś, podaj, pozamiataj',a teraz? Wołają na mnie Panie Styles i w końcu moje zdanie -Harry zakończył swój monolog sięgając, po nowe piwo.
-Wcześniej byłeś mało ambitny, skoro wziąłeś się za sprzątanie -zauważył Jai.
-Ledwo skończyłem szkołę, chciałem trochę zarobić -przyznał się Harry.
-Ja też dorabiałem na początku -przypomniałem sobie, sięgając pamięcią wstecz.
-Gdyby nie to, że pracowałeś jako dostawca to nie byłbyś moim mężem -zauważyła Hana.
-Co, jak co, ale chyba coś w tych początkowych pracach jest -odezwała się Doris. -Dzięki temu, że wy się poznaliście, ja mogłam poznać was i dołączyć do waszej paczki.
-A dzięki Niallowi ja mam cudowną kobietę i wspaniałą córkę -dodał Louis. -Dziękuję, Niall -Lou uścisnął moją dłoń.

Ten gest był miły, nie powiem. Fakt jest taki, że to ja otworzyłem oczy przyjacielowi, pokazując, że miłość na prawdę istnieje.
***

#Hana
Niall zaprosił mnie na randkę. Byłam zdziwiona jego słowami, bo jesteśmy małżeństwem, a na randki chodziliśmy gdy byliśmy parą.

Oddałam Theo pod opiekę Isabel, wiedziałam, że przyjaciółka, a jednocześnie bratowa się nim zajmie i nie nic mu nie stanie. Dodatkowo, będzie to pierwsza noc, którą mój syn spędzi poza domem. Niall postanowił, że zawiezie Theo do mieszkania Jaia. Z bólem serca pożegnałam się z synem, od chwili porodu zawsze byliśmy razem.

Zamknęłam drzwi, za ukochanym mężem, który opuścił dom wraz z dzieckiem. Ruszyłam w kierunku sypialni, by wybrać ciuchy, które ubiorę. Zdecydowałam się na czarną spódniczkę, sięgającą mi przed kolana. Do tego dobrałam białą koszulkę z nadrukiem i czarną marynarkę. Odłożyłam ciuchy na łóżko i poszłam do łazienki, by wziąć prysznic. Po kwadransie spędzonym w kabinie, gdzie było mi przyjemnie, ponieważ moje ciało oblewał strumień gorącej wody, skończyłam się myć. Ubrałam czystą bieliznę i przygotowane wcześniej ubrania. W łazience zrobiłam jeszcze makijaż, składający się z lekkiego pokładu i tuszu to rzęs, a usta pomalowałam różowym błyszczykiem. Włosy odrobinę podkręciłam, zostawiając je rozpuszczone, tak czułam się bardzo dobrze.

W salonie czekał na mnie Niall, który szeroko uśmiechnął się na mój widok.

-Pięknie wyglądasz, skarbie -chłopak podszedł do mnie,składając krótki pocałunek na mojej szyi.
-Dziękuję -powiedziałam po pocałunku. -Wezmę tylko torebkę, włożę szpilki i możemy iść.
***
Niall zabrał mnie do jednej z lepszych restauracji w mieście. Nie chciałam psuć naszego wspólnego wieczoru, pytając, skąd wziął pieniądze, abyśmy zjedli kolację właśnie w tym miejscu, dlatego postanowiłam odpuścić. Niall zaprowadził mnie do stolika, który wcześniej zarezerwował na nasze nazwisko. Zachował się jak dżentelmen przysunął mi krzesełko, bym mogła usiąść. Sam zajął miejsce naprzeciwko mnie. Chwilę później kelner przyniósł menu.

-Na co masz ochotę, kochanie? -zapytał po minucie od chwili, gdy wręczono nam kartę dań.
-A będzie też deser? -zapytałam nie widząc.
-Oczywiście -potwierdził Niall. -No więc, na co masz ochotę?
-Cauliflower cheese.
-Jesteś pewna,że się tym najesz? -Horan zjada więcej ode mnie.
-Tak, muszę też gdzieś zmieścić deser -powiedziałam. -A ty, co wybrałeś?
-Game Pie -Niall wyglądał na spragnionego, chwyciłam go za rękę.
-Kocham Cię -spojrzałam wprost w jego niebieskie tęczówki.
-Ja ciebie też -mąż chciał mnie pocałować, ale pojawił się kelner.
-Mogę przyjąć Państwa zamówienie? -zapytał młody chłopak, ubrany w charakterystyczny uniform.
-Dla tej Pani będzie kalafior w sosie serowym, a dla mnie placek z wołowiny z ziemniakami.
-Na deser coś państwo wybrali? -zapytał chłopak notując.
-Po prostu deser lodowy -oznajmiłam.
-A i jeszcze poprosiliśmy o czerwone wino -dodał Niall.
-Jasne, zaraz przyniosę.
-To na czym to stanęło? -zapytałam, udając, że zapomniałam.

Mąż nie odpowiedział tylko pochylił się i zbliżył swoje usta do moich. Oddałam ten pocałunek.

-Wiesz, że dokładnie dzisiaj mijają 3 lata odkąd cię poznałem?
-Pamiętam, jak mogłabym zapomnieć, o tak ważnym wydarzeniu -czuję się jakby to tylko kilka dni temu.
-Mimo płynącego czasu, my wciąż się kochamy i chyba z każdym kolejnym dniem coraz bardziej -powiedział Niall. -Zawładnęłaś moim sercem, Hana.
-Cieszę się, że jestem twoja, a ty jesteś mój -Niall pokazał swój prawy nadgarstek. Był na nim tatuaż z sercem, a w środku napisane moje imię. Pod spodem było takie samo serce z imieniem Theo.
-Każde nasze następne dziecko będzie miało identyczny tatuaż -oznajmił Niall.
-To jest cudowne, kochanie -oznajmiłam, czując, że zaraz pojawią się łzy na moim policzku.
-Nie płacz, lepiej pomyśl, co będziemy robić po kolacji -Niall puścił mi oczko.
-Nie mogę się doczekać -powiedziałam z uśmiechem.
***

Kiedy wreszcie znaleźliśmy się w sypialni, wszystko uderzyło w nas ze zdwojoną siłą. Zamknęłam drzwi swoim własnym ciałem, ciągnąc za sobą mojego męża, który nawet na moment nie przerwał naszego pocałunku od chwili, gdy pojawiliśmy się na piętrze domu. Oboje zaczęliśmy pozbywać się swoich ubrań. Wskoczyłam na ramiona blondyna, owijając swoje nogi wokół jego pasa. Niall od razu skierował się w stronę łóżka, przygniatając mnie swoim ciałem.

Czułam, jak mój żołądek przewraca się od tego uczucia, a głowa zaczyna pulsować. Nie byłam w stanie normalnie oddychać, mój przełyk zacisnął się, a ja dyszałam, próbując złapać powietrze. Cała płonęłam od pocałunków chłopaka,który zaraz po tym, gdy pozbawił mnie koszulki zaczął zaznaczać ustami ścieżkę wzdłuż deklodu. Ja w tym czasie próbowałam zdjąć z niego spodnie, lecz moje drobne ręce nie radziły sobie z guzikiem. Ostatecznie Horan sam pozbawił się swoich jeansów, ździerając je z nóg wraz z bokserkami. Wstrzymałam oddech, spoglądając na chwilę w okolice jego krocza, widząc stojącego członka. Niall był bardzo napalony, co podkreślał w swoich ostrych czynach i dlatego za moment leżałam przed nim kompletnie naga, podczas gdy nasze rzeczy walały się po podłodze. Nie wiedziałam nawet, kiedy mąż zdążył sięgnąć z szafki nocnej prezerwatywę. Założył zabezpieczenie na swojego penisa i bez zbędnego gadania przewrócił mnie na drugą stronę, tak, że moja twarz przylegała do poduszki. Wszedł we mnie ostro, wywołując lekkie pieczenie i natychmiast zaczął się poruszać, układając swoje ręce po moich bokach. Biodra męża odbijały się od moich pośladków z plaskiem, który zagłuszały nasze głośne pojękiwania. Zacisnęłam dłonie,czując jak cała się trzęsę pod wpływem mocnych pchnięć. Z minuty na minutę Niall wbijał się we mnie szybciej i niedokładniej, przez co czułam subtelny ból w podbrzuszu. Jednak przyjemność, jaką z tego czerpałam była tak intensywna, że nie miałam zamiaru tego przerywać. Nasze stosunki zanim zaszłam w upragnioną ciążę były wyrazem miłości, jaką do siebie żywiliśmy, natomiast ten seks został przepełniony dzikością ogromnym pragnieniem. Zdecydowanie potrzebowałam takiego czegoś.

Horan wchodził we mnie pod każdym możliwym kątem, doprowadzając nas do obłędu. Nie przejmowaliśmy się sąsiadami, którzy wali w ścianę by nas uciszyć. Jedyne na czym, potrafiłam się skupić to ta nieziemska przyjemność i ręce chłopaka, którymi błądził po całym moim ciele. Czułam, jak ciągnie mnie za włosy, całuje mój kark, przegryza ramię, bądź uderza dłonią o mój pośladek. To wszystko przyczyniło się do tego, że ledwo kontaktowałam ze światem ,będąc pogrążona momentem, w którym nie umiałam złapać oddechu. Po pewnym czasie byłam tak wyczerpana, iż moje oczy same się zamykały, a jedyne, co potrafiłam z siebie wydobyć to stłumiony przez poduszkę krzyk, który oznaczał bliski początek mojego orgazmu.

Zaraz mój tułów został uniesiony przez blondyna, który wyprostował mnie i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Jego gorący oddech zderzył się z moją szyją, który dyszał, próbując wypowiedzieć, choć wypowiedzieć jedno słowo. Przekręciłam głową w bok, by otrzeć nosem o policzek Nialla i musnąć jego rozchylone wargi. Nasze spojrzenia się złączyły przez co Niall zaczął przeglądać się mojej twarzy. Nie byłam pewna,co chce zrobić, dlatego czekałam na jakikolwiek ruch z jego strony, wlepiając wzrok w jego niebieskie tęczówki. Po chwili nasze usta złączyły się, ale był to zdecydowanie delikatniejszy pocałunek. Odwróciłam się przodem do chłopaka, powodując, że lekko wyślizgnął się ze mnie, lecz zaraz znów zastąpił tę pustkę. Niall ponownie zaczął się we mnie wbijać. Moje dłonie znalazły miejsce na ramionach męża, ściskając je mocno, a Niall przyłożył swoje czoło do mojego, by nie zakłócić kontaktu wzrokowego. Użyliśmy całej swojej siły, by dobrze wykorzystać ostatnie minuty seksu tak, że w dalszym ciągu był intensywny i namiętny. Czułam, jak przyjemne uczucie w podbrzuszu potęguje, a przeze mnie przechodzą gwałtowne drgawki. Wpatrzona w mokrą od potu buzię chłopaka, krzyknęłam po raz ostatni jego imię. On wykonał jeszcze kilka pchnięć i całkowicie opadł na mnie z bezsilności. Próbowałam unormować swój oddech,będąc przyklejona policzkiem i gładząc jego plecy, powodując gęsią skórkę. Byłam przepełniona szczęściem, którego nie potrafię opisać słowami.

sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 39

"Teraz tata się tobą zajmie."
#Hana
Moi rodzice przylecieli do Manchesteru pierwszym samolotem, zaraz po tym, jak dowiedzieli się, że rodzę, dlatego od tygodnia mama udziela mi rad, które są mi pomocne. W ten weekend przyjechała również Maura, żeby poznać swojego wnuka. Dom wypełniony jest naszą najbliższą rodziną, z czego się bardzo cieszę, choć zaczynam mieć tego troszkę dosyć. Theo jest rozchwytywany przez babcie, które tylko co jakiś czas zmieniają się rolami, więc boję się, że szybko przyzwyczai się do noszenia go na rękach. To, że mój syn jest pod ciągłą opieką innych powoduje u mnie zazdrość, bo tak na prawdę nie mam kiedy pobyć z nim sama. Kąpielą zajmuje się moja mama, Maura go ciągle nosi na rękach. Niall'owi czasem udaje się zmienić Theo pieluszkę pod pretekstem nabrania wprawy. Jedną okazją,ja gdzie mogę choć przez chwilę go trzymać na własnych rękach jest moment karmienia. W tym wypadku jestem niezastąpiona.

Obudziłam się w środku nocy, słysząc płacz dziecka. Zerwałam się z łóżka podchodząc do łóżeczka Theo. Sypialnie oświetlała mała lampka, która stała niedaleko.

-Jestem, skarbie -szepnęłam do syna. -Zaraz cię nakarmię -mówiąc to schyliłam się lekko nad łóżeczkiem biorąc dziecko na ręce.

Wróciłam na posłanie,siadając na brzegu. Położyłam główkę niemowlęcia na prawej dłoni, odkrywając jednocześnie tą samą pierś i przystawiając do niej dziecko.

-Cholera -mruknął Niall przecierając oczy. -Znowu nie słyszałem jak płakał.
-Przyzwyczaisz się jeszcze -pocieszyłam go będąc odwrócona do niego plecami.
-Mam za twardy sen -westchnął.
-To ja wstaje zbyt szybko, nie dając ci szansy, żebyś mógł się obudzić, musisz się wysypiać.
-Teraz jestem na urlopie, kochanie.
-Za ścianą śpi Maura, a jeśli usłyszy płacz, to będzie chciała się nim zająć.
-To normalne, że chce nam pomóc dopóki tu jest.
-Niall, nie możemy wszystkich wykorzystywać, to my jesteśmy rodzicami. I tak źle się z tym czuję, że mały spędza więcej czasu z innymi niż z nami.
-Co z tego? Mamy więcej czasu dla siebie. Powinnaś się cieszyć z tego powodu.
-Cieszę się, ale to już trochę lekka przesada, nie uważasz?
-Może trochę -powiedział Niall po chwili.
-Zrób coś z tym, dobrze?
-Postaram się delikatnie nawiązać temat -westchnął. -Wiesz, żeby nikt nie poczuł się urażony.
-Albo nie odniósł wrażenia, że chcemy odizolować im wnuka.

Kiedy Theo był już nakarmiony Niall wziął go na swoje ramiona i chodził z nim po pokoju dopóki mu się nie odbiło. Blondyn chciał odłożyć go do łóżeczka, lecz wskazałam miejsce na środku naszego spania. Mąż ułożył dziecko na środku łóżka i położył się z drugiej strony.

-Zgasić światło? -zapytał
-Możesz, Theo jest z nami -odparłam. -Uważaj, żeby go nie zgnieść.
-Ubiorę go w kaftan bezpieczeństwa, tak będzie najlepiej. Nie jestem jeszcze przyzwyczajony do pewnych rzeczy.
-Szybko się nauczysz. Już doskonale sobie radzisz.
-Dziękuję, kochanie -chłopak podparł się na ramieniu i musnął moje usta. Oddałam ten krótki pocałunek.
-Kocham cię -powiedziałam.
-Ja kocham ciebie i naszego synka bardzo mocno. Oboje jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu. Bez was nie wyobrażam sobie przyszłości.
-Nigdzie się nie wybieram, jest mi z tobą dobrze -przyznałam szczerze.
-Taką odpowiedź właśnie chciałem usłyszeć.

Ułożyłam się na łóżku w wygodniej pozycji, patrząc prosto w oczy Nialla. On się tylko uśmiechnął.

#Niall
Dzisiaj moja mama wraca do wieczorem do Irlandii. Chciałabym, żeby została z nami dłużej, bo weekend na prawdę szybko minął. Niestety to jest niemożliwe, bo ma tam swoją pracę i Greg'a pod opieką.

-Odzywał się? -Maura wypaliła tak nagle z tym pytaniem, wiedziałem, że pyta o niego.
-Nie, już więcej się nie pojawił i niech tak lepiej zostanie -powiedziałem podając mamie talerz, który wyjąłem ze zmywarki. -Może zrozumiał, że nie ma czego szukać po tylu latach.
-Brakuje ci męskiej ręki?
-Tobby'ego traktuję jak ojca, nie potrzebuję innego. Nie rozmawiajmy już o tym, dobrze?
-Okey, widzę, jakie masz podejście do sprawy. Rozumiem, nie będę o niego więcej pytać -mama posłała mi lekki uśmiech.
-Kocham cię, mamo -oznajmiłem patrząc jej prosto w oczy.
-Też cię kocham, synku -Maura przytuliła się do mnie, a ja do niej.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mama usłyszała ode mnie te dwa słowa. Jest mi głupio, że nie robię tego często, że jej nie doceniam w odpowiedni sposób, chociaż mam za co. Nie wiem, czy miałbym teraz rodzinę, gdyby nie ona. Przeszłość była brutalna, każdy z osobna bardzo cierpiał, ale każdy zasługuje na drugą szansę. Ja ją dostałem i dobrze wykorzystałem. Ci, na których mi zależy, zaufali mi i dzięki nim jestem tu, gdzie jestem.

Nagle w kuchni pojawiła się moja teściowa z Theo na rękach.

-Przeszkodziłam wam? -zapytała
-Nie, to u nas rodzinne -stwierdziła moja mama.
-Niall, muszę jechać do Jai'a, przypilnować Nick'a. Dasz sobie radę sam?
-No pewnie, poradzę sobie.

Podszedłem do kobiety biorąc na ręce mojego syna. Przytuliłem go, kładąc dziecko na swoim ramieniu.

-Ja również służę pomocą, kochana -powiedziała do pani Brooks, moja mama. -Niczym się nie martw, wychowałam trójkę własnych dzieci to wnukiem tym bardziej potrafię się zająć. Zresztą Niall doskonale się odnajduje w nowej roli i dobrze siebie radzi bez żadnej pomocy.
-Małego przed chwilą nakarmiłam -oznajmiła teściowa.
-Gdzie jest Hana?
-Poszła gdzieś z Tobby'm. Zapewne niedługo wrócą.

Kobieta włożyła buty i wyszła z domu.

-To co skarbie? Teraz tata się tobą zajmie -trzymałem dziecko przed sobą, mając wyciągnięte ręce do przodu.
-Theo jest taki spokojny.
-Nie dzieje mu się krzywda, więc nie płacze. Każdy go rozpieszcza.
-Aż nie chce mi się wyjeżdżać. Maluchy szybko rosną.
-Spokojnie mamo, będziesz dostawać zdjęcia i filmiki. Odwiedzimy cię, kiedy Theo trochę podrośnie.
-No mam nadzieję.
-Wiesz, zawsze możesz nas odwiedzić, przyjeżdżając na weekend razem z Greg'iem. Jestem pewien, że brat nie miałby nic przeciwko temu.
-Zobaczymy, jak będzie -stwierdziła Maura. -Kto by pomyślał, że moje dzieci ułożą sobie życie w Anglii.
-Wyjechałem z Mullingar, żeby dostać się na lepsze studia, a, że poznałem później Hanę to wiesz... miłość nie wybiera.
-Trzeba iść za głosem serca, nie musisz mi tego tłumaczyć. Cieszę się, że masz przy sobie kogoś takiego, jak Hana.
-Ja też się cieszę, mamo.
-Uważaj tylko, żeby tego nie zepsuć. Han to dobra dziewczyna, pasuje do naszej rodziny jak nikt inny.
-Pamiętam, co działo się kilka miesięcy temu. Nasz związek mógł się skończyć, chociaż byłem niewinny, nie zdradziłem jej, tak jak ona to sobie wyobrażała. Owszem, dostałem za swoje. Ten czas, gdy Hana nie odbierała telefonów, nie odpisywała na wiadomości był dla mnie najgorszym momentem. Nie potrafiłem skupić się na niczym innym, zastanawiałem się, co robi, czy myśli o mnie tak samo, jak ja o niej. Wiesz, dlaczego teraz jesteśmy razem? Hana mi zaufała, uwierzyła w moje wytłumaczenia. Po prostu dała mi drugą szansę, chociaż, zaufanie mi po raz kolejny musiało być dla niej trudne.
-Dobrze, że walczyłeś, zamiast się poddać.
-Jeśli ci na kimś na prawdę zależy, zrobisz wszystko, by druga strona ci uwierzyła. Możesz odnieść porażkę na początku, bo zranić jest bardzo łatwo, a wybaczyć trudniej, ale gdy się kogoś na prawdę kocha to warto czekać. Sukces odnieść można tylko wtedy, gdy druga strona też będzie tego chciała i Hana tak zrobiła, chociaż w jej oczach byłem już nikim. Tak synku, twój tata był głupi, ale zrozumiał swój błąd i odzyskał twoją mamę, która była, jest i będzie najważniejszą osobą w życiu -na koniec zwróciłem się do Theo.
-Anglia jest chyba miejscem do znalezienia miłości -zauważyła mama. -Najpierw ty, teraz Caroline. Jeszcze ja powinnam tu zamieszkać -zaśmiała się rodzicielka.
-Harry jest dobrym człowiekiem. Pomaga wszystkim, jak tylko może, nie pamiętam, by kiedykolwiek komuś odmówił. A w dodatku jest adwokatem, ma wykształcenie, takie na jakie zasługuje.
-Caroline jest z nim bardzo szczęśliwa, widać to po niej. Wiedziałam, że przyjazd tutaj pomoże zapomnieć o tym, co było. Cieszę się, że podjęłam razem z córką taką decyzję, bo nie chciała zostawiać mnie tam samej z Greg'iem.
-Dajesz sobie radę?
-Tak, twój brat jest już prawie dorosły.
-To fakt. W przyszłym roku skończy osiemnaście lat i tylko patrzeć, kiedy opuści rodzinny dom, dlatego trzeba znaleźć ci partnera.
-Jestem chyba za stara na takie rzeczy, w dodatku od niedawna jestem babcią.
-Daj spokój. Weźmiesz Theo?

Kobieta kiwnęła głową w geście zgody, a ja wyjąłem z pod stolika laptopa, po czym go włączyłem. Sekundę później znalazłem to, czego szukałem.

-Co robisz? -zapytała zaciekawiona
-Zakładam ci konto na portalu dla singli.
***
#Hana
Na dworze od rana świeciło słońce, więc pomyślałam, że wybierzemy się na spacer. Trzeba wykorzystać słoneczną pogodę, która niestety nie zdarza się często.

Nakarmiłam Theo, a potem zmieniłam mu pampersa. Na końcu ubrałam dziecko w czyste śpioszki, bo poprzednie się ubrudziły. Mając dziecko na rękach opuściłam sypialnie, wcześniej sprawdzając, czy zabrałam wszystko. W salonie zastałam Nialla, który rozkładał wózek, wkładając w stelaż gondolę.

-Jesteśmy gotowi -oznajmiłam stając na podłodze.
-Ja też... prawie.
-Spakowałeś wszystko do torby?
-Oczywiście, że tak.

Kiedy Niall złożył wózek w jedną całość i upewnił się, że wszystko jest dobrze przymocowane mogłam położyć do niego Theo. Przykryłam lekko kocykiem ciało dziecka, a koło główki położyłam pieluszkę. Na końcu postawiłam budkę do góry, żeby słońce nie padało na twarzy syna. Theo ssał sobie smoczek, mając otwarte oczka.

Ja zamknęłam drzwi mieszkania mając na ramieniu torbę z rzeczami, którą zaraz przypomnę do wózka. Kiedy wyszłam na osiedle, Niall stał już na chodniku i czekał na mnie.

-Dokąd pójdziemy? -zapytał
-Wymyślimy coś po drodze.

***
Postanowiliśmy, że odwiedzimy naszych przyjaciół. Tomlinson'owie nie mieszkają zbyt blisko nas, więc zapowiadał się długi spacer. Z Dorothy dawno się nie widziałam, stęskniłam się za nią. Macierzyństwo pochłania cały mój wolny czas, zawsze jest coś do zrobienia. Dorothy jest już w bardzo zaawansowanej ciąży, więc nie proszę, by przyszła mnie odwiedzić, żeby jej nie męczyć. Termin porodu przyjaciółki jest już bardzo blisko.

Po drodze wstąpiliśmy z Niallem do sklepu. Mąż kupił dla nas po lodzie.

-Dla ciebie śmietankowy, kochanie -powiedział wręczając mi loda.
-Ja wszystko widzę, nawet jeśli masz na nosie okulary.
-Przejrzałaś mnie, oh.
-No cóż, znam cię prawie trzy lata.
-Masakra, kiedy to zleciało?
-Sama nie wiem, starzejemy się -powiedziałam ze śmiechem.
-Całe życie przed nami. Będziemy się kochać jeszcze nie jeden raz.
-I zaliczymy kiedyś wpadkę.
-No pewnie, wiem to. Będziemy się kochać, ale bez konsekwencji -Niall zdjął okulary przeciwsłoneczne i puścił mi oczko.
-Jesteśmy na ulicy, Niall.
-Co z tego? Jestem niewyżyty.
***
Piłam wodę z cytryną, siedząc z przyjaciółką w salonie i rozmawiając. Niall i Louis byli w ogrodzie, bo drugi z nich palił papierosa.

-Jejku, jak Theo szybko rośnie. Ostatnim razem, kiedy go widziałam był mniejszy -powiedziała Dorothy.
-Nie widzę tego, może to dlatego, że przebywam z nim cały czas.
-Po ubrankach będziesz dobrze widzieć, zaczekaj jeszcze trochę.
-A ty, jak się czujesz?
-Doskonale, na nic nie narzekam -przyznała. -No, ok, puchną mi strasznie nogi i kręgosłup mnie boli.
-Znam to, niestety. Jeszcze kilka dni, prawda?
-Tak, za jedenaście dni Rose przyjdzie na świat. Chyba, że będzie chciała zrobić nam niespodziankę i urodzi się szybciej.
-Bardzo mocno kopie?
-Żebyś wiedziała, w nocy nie mogę spać, bo się wierci. Za to w dzień, jest aniołkiem.
-No wiesz, w dzień więcej się ruszasz i ją kołyszesz to śpi.
-Co tam dziewczyny? -odezwał się Louis -O czym rozmawiacie?
-O twojej córce -powiedziałam.
-Yhm.
-Theo się budzi, skarbie -zakomunikował Niall.
-To co? To również twój syn.
-Niall, pokaż jakim jesteś wzorowym tatą. Tak się chwalisz, to teraz pokaż na co cię stać -rzucił Louis.
-Jeszcze udajesz cwaniaka, ale to się wkrótce zmieni -odparł mu Niall biorąc Theo na ręce. -Pokażemy wujkowi, kto tu rządzi.

Niall wziął również torbę z rzeczami i razem z Louisem poszli do pokoju obok.

-Oni są niemożliwi -skomentowała ich zachowanie moja przyjaciółka.
-Teraz będą między sobą rywalizować, kto jest lepszy.
-Chwilowo Lou jest na straconej pozycji, a ja jestem eksplodującą bombą.
-Nie wywołuj wilka z lasu. Wytrzymasz te kilka dni -złapałam rękę Doris. -Będzie dobrze.
-Zjadłabym muffinkę -dziewczyna zrobiła smutną minę.
-Wiesz, że przechodziliśmy obok muffiniarni i pomyślałam o tym samym, ale powiedziałam sobie "Nie dzisiaj"?
-Tęsknię za tym miejscem, ale chyba już nie będzie dane mi tam wrócić.
-Co? Dlaczego?
-Właścicielka postanowiła zamknąć interes, bo chce zmienić branżę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wreszcie jestem :) Prawie trzy tygodnie nic tutaj nie dodałam, przepraszam. Próbowałam zabrać się za to jakiś czas temu, ale w moim życiu tyle się dzieje, że nie mam na nic czasu, jestem wszystkim wykończona. Najchętniej zapadłabym się pod imię :(

Postaram się wkrótce napisać ostatni rozdział i zabrać się za epilog, by w końcu skończyć historię Hany i Nialla.

Będę wdzięczna za wasze ostatnie opinie i vote pod tym opowiadaniem. Trzymajcie się, miłego weekendu majowego :)

Ps: Kto ma wolne do 9 maja? @angelharry99

wtorek, 12 kwietnia 2016

Rozdział 38

"Mam syna."
#Hana
Caroline wbiegła zdyszana do domu kilka minut później. Zapytała, jak się czuję, powtarzając cały czas, żebym głęboko oddychała. Pobiegła na górę po torbę z moimi i dziecka rzeczami. W tym samym czasie do domu zapukała załoga pogotowia ratunkowego. Kiedy opowiedziałam im szybko, co i jak podjęli decyzję, o zabraniu mnie do szpitala. Jeden z mężczyzn złapał mnie pod ramię, abym dała radę dojść do karetki bez upadku, gdyby pojawił się kolejny skurcz.

Nie kontrolowałam tego, czy Caro zamknie dom, w tym momencie skupiona byłam na sobie i dziecku. Wolałbym, żeby Niall prowadził mnie do tej karetki niż operował kogoś kilkanaście kilometrów ode mnie. Bałam się tego, przez co będę musiała przejść. Byłam pełna obaw, czy sobie poradzę, czy dam radę urodzić Niallowi syna.

-Hana! -rozległ się męski krzyk na ulicy

Rozejrzałam się w dwie strony. Zobaczyłam Jaia biegnącego w moim kierunku.

-Co się dzieje?! -wydusił z siebie
-Mały Horan ma już dość życia w brzuchu -oznajmiła Caroline, gdyż mnie dopadł następny skurcz.

Z pomocą dwóch ratowników medycznych mogłam wsiąść do pojazdu.

-Jadę za karetką! -to ostatnie zdanie jakie usłyszałam zanim drzwi ambulansu zamknął lekarz pogotowia.

#Jai
Hanę zabrali na izbę przyjęć, a nam kazali pozostać na korytarzu.

-I co? -zapytałem
-Wciąż nie odbiera -westchnęła Caroline. -Niall musi tu być, Hana go potrzebuje.
-Cholera, do Londynu nie jest tak daleko. Godzina drogi z hakiem i jestem na miejscu.
-Tylko co to da? Niall zapewne operuje, więc będziesz na niego czekał.
-Przynajmniej będę miał pewność, że dotrze tutaj bezpiecznie, nie powodując wypadku.
-Jai! Denerwujesz mnie jeszcze bardziej -rzuciła Caroline.
-Przepraszam, sam się denerwuje. Wiem przez co przeszła Hana jakiś czas temu, po prostu nie chcę by sytuacja się powtórzyła.
-Ja chcę, żeby mój brat tu był, z nim Hana poczułaby się pewniej będąc na sali porodowej.
-O to się nie martw, ja go zastąpię -zapewniłem ją -W końcu doświadczyłem tego.
-Dziękuję, wiesz ja się do tego nie nadaję. Nie wiedziałabym, jak wesprzeć drugą osobę.
-Poradzimy sobie bez Nialla.

#Hana
Leżałam na sali, będąc podpięta do KTG, które określa siłę skurczy. Położna ostrzegła mnie, że cały poród może trwać do ośmiu godzin.

-Hej -do pomieszczenia wpadła siostra Nialla. -Przeniosłam ci śniadanie, żebyś miała więcej sił.
-Dziękuję.
-Jak się czujesz? -zapytała Caro
-Dobrze, wszystko idzie zgodnie z planem. Niall kontaktował się z tobą?
-Jeszcze nie, ale Jai poszedł do ordynatora i ten ma zadzwonić do dyrektora tamtego szpitala, żeby poinformował go zaraz po skończeniu operacji i puścił go do domu. A ty masz być dzielna!
-Jestem -zapewniłam ją.
-To teraz zjesz trochę.
-Nie jestem głodna, mam kroplówkę ze wszystkim, co mi potrzeba.
-Ten worek z glutem ma ci dać siłę, której coraz bardziej potrzebujesz?
-Tak, nie jestem pierwszą rodzącą, która nie jadła śniadania.
-W porządku, najwyżej zjesz, kiedy będzie już po wszystkim -Caroline złapała mnie za rękę. -Będzie dobrze.
-Chciałabym go już przytulić -powiedziałam.
-Na pieszczochy przyjdzie czas. Dzwoniłam do mamy,powiedziałam, że się zaczęło. Kazała cię pozdrowić.
-Spanikowałam na początku, Noami przyznała, że mogłam zostać w domu i czekać, aż skurcze będą coraz częstsze.
-Ale chyba czujesz się pewniej będąc tutaj niż w domu?
-Jasne, że tak. Nie byłam na to gotowa, to wszystko miało się zacząć trochę później. Już przestałam się bać porodu, jestem spokojna, przynajmniej na razie.
-Jesteś silną kobietą, urodzisz ślicznego synka.

W tym momencie do sali weszła Noami.

-Widzę po minie przyszłej mamy, że wszystko w porządku.
-Tak.
-Wody już odeszły?
-Jeszcze nie -przyznałam się.
-W takim tempie to Niall zdąży wrócić z Londynu trzy razy -powiedziała Cox oglądając zapis KTG -Żeby to wszystko trochę przyspieszyć proponuje spacer po korytarzu.

*DWIE GODZINY PÓŹNIEJ*

Dzięki poruszaniu się wody płodowe odeszły mi kilka minut temu, rozwarcie macicy jest coraz większe, a skurcze coraz częstsze, mocniejsze i trwają dłużej. Noami powiedziała, że mogę chodzić tak długo, aż będę w stanie. Spacerowałam razem z Jai'em, ćwicząc przy okazji oddechy.

-Kochanie! -odwróciłam się i zobaczyłam Nialla. Miałam ochotę podbiec do niego,lecz on zrobił to za mnie.
-Przepraszam, że cię zostawiłem ze wszystkim samą.
-Nic się nie stało -uśmiechnęłam się lekko.
-Jak się czujesz?
-Dobrze, jesteśmy coraz bliżej końca, wody mi już odeszły -w tym momencie Niall pocałował mnie w czoło, przytulając jednocześnie.
-Ałaaa -wydałam z siebie jęk zamykając oczy.

#Niall
Jai podbiegł do nas z wózkiem. Pomogłem żonie na nim usiąść, uspokajają ją. Zabrałem ją na salę porodową. Chwilę później położona przygotowała Hanę do porodu, podając leki, które zmniejszą ból.

-Co ile pojawiają się skurcze?
-Nie wiem, są praktycznie ciągle.
-Rozumiem. Oddychaj spokojnie.

Hana wyglądała na zmęczoną, z czoła spływały krople potu, a najtrudniejszy moment przed nią.

Dopiero tu, na sali dotarło do mnie, że za kilkanaście długich minut zostanę ojcem. Stanąłem za Haną, mówiąc jej,że jestem obok.

-Kiedy poczujesz, że to już, przyj. Nie powstrzymuj się -powiedziała Noami, która pojawiła się na sali.

Lekarka zaczęła rozmowę z położną, by wiedzieć, jak wygląda sytuacja.

-Nie duś niczego w sobie -powiedziała po chwili Cox.
-Yhm -przytaknęła żona.


Hana oddychała bardzo szybko, krzyczała, kiedy skurcze się pojawiały. Pomagałem jej przeć podtrzymując jej głowę.

#Hana
Ból który mi towarzyszył był nie do zniesienia. Cały czas słyszałam, jak mnie motywują, każdy po kolei. Niall był ze mną i to było dla mnie ważne. Jego pomoc dodawała mi wsparcia. Podczas kolejnego, bardzo silnego skurczu,który nadszedł tak niespodziewanie myślałam, że wyjdę z siebie. Krzyczałam ile miałam sił, tak mocno trzymałam dłoń Nialla myśląc, że zaraz mu ją załamie.

-Widzę główkę! -poinformowała Noami
-Kochanie jeszcze trochę i będzie po wszystkim.

Oparłam głowę na fotelu, by za moment podnieść się ponownie. Niall wytarł moją twarz z kropli potu.

-Ja już nie mogę -wydusiłam. -N-nie mam siły.
-Masz i to więcej niż ci się wydaje -odpowiedziała Noami.
-Skarbie, jesteś na prawdę silna i dzielna. Zobacz ile już zniosłaś -dopingował mnie Niall.
-Daj mi rękę -zdecydowała Cox .

Wykonałam polecenie lekarki, ona wiedziała co robić, a ja nie miałam siły, żeby się przeciwstawiać.

-Czujesz? To jest główka twojego dziecka, które za chwilę przytulisz. Chyba nie chcesz się poddać na samym końcu?

To dało mi do myślenia. Postanowiłam dać z siebie wszystko, dlatego, kiedy poczułam chęć parcia po raz kolejny skupiłam się na tym,co robię. Darłam się tak bardzo mocno, bo nie miałam w sobie siły, żeby tłumić w sobie ból, który czułam mimo wszystko.

-Bardzo dobrze ci idzie! Mamy główkę!

W duchu odetchnęłam z ulgą, osiągnęłam już sukces.

-Uwaga!... Teraz, przyj ile masz sił.

Następne skurcze były tak samo silne, jak poprzednie. Nie wiem, ile to wszystko trwało,ale miałam wrażenie, że poród nigdy się nie skończy, że nie dam rady, w momencie, kiedy jestem tak na prawdę na ostatniej prostej.

Kilkanaście minut później, które wydawały się być wiecznością położna zakomunikowała, że jest już po wszystkim.

-Byłaś bardzo dzielna, kochanie -oznajmił Niall.

Na sali rozległ się pierwszy płacz mojego dziecka.

#Niall
Opuściłem salę porodową, gdyż nie byłem potrzebny. Na korytarzu czekał Jai oraz Caroline.

-I jak?

-Mam syna -oznajmiłem radośnie przytulając siostrę i szwagra.
-To wspaniale -odparła wesoło Caro.
-Gratulacje, Niall.
-Jak się czuje Hana?
-Dobrze, dała radę. Wszyscy są szczęśliwi.
-A mały?
-Mały dostał całe dziesięć punktów.

#Hana
Dwie godziny później przewieźli mnie na salę, gdzie leżała już inna kobieta, która urodziła przede mną, bo miała przy sobie dziecko. Leżałam na łóżku, odpoczywając po tym co przeszłam. Nie wiem, kiedy, ale zasnęłam.
***
Obudziłam się jakiś czas później przez płacz dziecka mojej współlokatorki.

-Pani mąż tutaj był przed chwilą -powiedziała.
-Coś nie tak z moim dzieckiem? -zmartwiłam się.
-Nie, pani mąż właśnie po niego poszedł.

Drzwi od sali otworzyły się, wszedł do nich Niall prowadząc przezroczysty wózek.

-Hej -szepnął uśmiechając się.
-Daj mi go, proszę.

Horan ostrożnie wyjął dziecko i podał mi je. Kiedy trzymałam syna na rękach poczułam sie szczęśliwa. W końcu mogłam je przytulić i pocałować.

-Waży 3,150 kg.
-Moje słoneczko, czekałam na ciebie bardzo długo -pocałowałam śpiącego syna.
-Kocham cię, Hana -odezwał się Niall siadając na krzesełku. -Dziękuję za wszystko.
-To twoja zasługa, kochanie.
-Jak go w końcu nazwiemy? Teraz już musimy wybrać,skarbie.
-Ty zdecyduj.
***
-Jejku, jaki on jest śliczny -zachwycała się Caroline.
-Ma twoje usta, zdecydowanie, a nosek to po tatusiu -powiedział mój brat. -Gratuluję jeszcze raz.
-Dziękuję -powiedział Niall. -Może wam go przedstawię?
-Wybraliście imię tak szybko? -Caro się zdziwiła.
-Dzisiaj, czyli 04.06 2015 roku o godzinie 14:10 przyszedł na świat Theo Horan.
-Ładne imię wybraliście -zauważył Jai.

#Niall
Siedziałem z Haną do wieczora, a najlepiej nocowałbym w szpitalu. Dodałem na instagrama, którego założyłem podczas programu MasterChef zdjęcie stópek Theo, informując innych, że zostałem ojcem. Następnego dnia po śniadaniu pojechałem do Hany. Z auta wyjąłem nosidełko, z którym podróżowałem od jakiegoś czasu. Szybko dotarłem na oddział ginekologiczny. Wchodząc do sali zastałem Hanę karmiącą dziecko.

-Cześć -przywitałem się.
-Hej Niall.
-Był już Noami?
-Tak, możemy opuścić szpital.
-Tak też myślałem. Jak minęła noc?
-W porządku, Theo jest grzewczym dzieckiem -powiedziała Hana odstawiając syna od piersi. -Potrzymasz go do odbicia? Poszłabym się umyć.
-No pewnie -wziąłem od Hany syna kładąc go sobie na ramieniu.
-Dasz sobie radę? -zapytała powoli podnosząc się z łóżka.
-Ja tak, a może tobie potrzebna jest pomoc?
-Nie, poradzę sobie -oznajmiła stojąc prawie prosto.

Zostałem z synem sam, kiedy żona poszła wziąć prysznic. Byłem zachwycony swoim pierwszym dzieckiem. Musiałem bardzo uważać, żeby nie zrobić mu krzywdy, ponieważ Theo był malutki i wystarczy na prawdę niewiele, by mogło mu się coś stać. Trzymając go na prawym ramieniu prawie nie czułem tych trzech kilogramów.
***
Hana zakładała dziecku czapeczkę, kiedy ja wkładałem ostatnie rzeczy do torby. Potem żona włożyła Theo do nosidełka, przypinając go pasami. Obok główki położyła też pieluszkę.

-Gotowa? -zapytałem biorąc nosidełko do ręki.
-Tak, wystarczy mi pobytu w szpitalu na jakiś czas.
-W domu będziesz odpoczywać.
-O nie, nie kochanie, teraz właśnie wszystko się zaczęło.
-Pomogę ci ze wszystkim -cmoknąłem żonę usta.

Idąc korytarzem w stronę wyjścia ze szpitala wpadliśmy na moich kumpli z pracy. Nie obyło się bez gratulacji i pamiątkowych zdjęć. Szybko jednak pożegnaliśmy się z innymi, tłumacząc, że wkrótce trzeba kolejny raz nakarmić Theo, a zanim ta pora nadejdzie chcielibyśmy dotrzeć na spokojnie do domu. Na dworze padał deszcz, więc miałem szczęście, że znalazłem wolne miejsce na parkingu, zaraz obok wyjścia ze szpitala. Otworzyłem pilotem drzwi stawiając nosidełko na tylnym siedzeniu, przypinając je odpowiednio. Hana usiadła po drugiej stronie, by być przy dziecku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rodzinka Horan powiększyła się. Jakim tatą będzie Niall? Poradzi sobie z nowymi obowiązkami?

Dzielcie się ze mną opinią, co do rozdziału za pomocą hasztagu: #BigLoveNiallFF lub komentarza :)

Coraz bliżej epilog :(

Kocham Was♥♥♥ @angelharry99

piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 37

"To, jak bardzo kocham ciebie nigdy się nie zmieni."
#Hana
Byłam w pokoju naszego syna i pakowałam wyprawkę, którą wezmę do szpitala, kiedy nadejdzie poród. Miałam przygotowane wszystkie ciuszki, które wystarczało włożyć do szafy.

-Cześć kochanie -przywitał się ze mną Niall -Co robisz?
-A nie widać? Chcę by wszystko było już gotowe. Będę wtedy spokojniejsza, bo w pośpiechu mogę czegoś zapomnieć.
-Pomóc ci w czymś?
-Nie, chociaż możesz zapiąć torbę. -uśmiechnęłam się.
-Pamiętasz, jak trzy lata temu pomagałem ci zapiąć walizkę?
-Jasne, to były nasze początki. Tego nigdy nie zapomnę.
-Twoja babcia nam też trochę przeszkodziła w... -Niall stał teraz przede mną, spoglądaliśmy sobie w oczy
-W seksie, dobierałeś się do mnie -uśmiechnęłam się na to wspomnienie.

-Ale zdążyłem zrobić ci malinkę.
-Musiałam ją sprytnie zakryć, żeby nikt z rodziny nie zauważył. Wtedy wszyscy myśleli, że jesteś moim przyjacielem.
-Ale od kilkunastu minut byłem twoim chłopakiem. Od przyjaźni się zaczyna, tak się tylko mówi na początku znajomości.

Niall złączył nasze usta w pocałunku. Swoje ręce trzymałam na karku chłopaka. Uwielbiałam kiedy niespodziewanie mnie całował, ale potrzebowałam też czegoś więcej, lecz muszę się z tym wstrzymać na jakiś czas.

-Wróciłeś wcześniej ze szpitala -powiedziałam, kiedy przestaliśmy się całować.
-Wiem.
-Co kombinujesz? -zapytałam -Znam cię dobrze, więc nic przede mną nie ukryjesz.

Niall złapał mnie za rękę i zaprowadził do sypialni. Będąc w pokoju usiadłam na łóżku podkładając pod plecy poduszkę.

-Mam się zacząć denerwować? Mów.
-Wyjeżdżam w delegację na dwa dni. Jutro z samego rana.
-Nie mówiłeś mi nic o tym -zauważyłam.
-Sam się dzisiaj dowiedziałem. Potrzebują dobrego chirurga na asystę i ordynator wybrał właśnie mnie. Powiedział, że dam sobie radę, a przy okazji się trochę podszkolę.
-Nie podoba mi się to, dobrze wiesz dlaczego, ale to nie znaczy, że nie chcę byś był lepszy niż jesteś w tym co robisz. Ordynator dał ci szansę, to ją wykorzystaj.
-Myślałem, że gorzej to przyjmiesz -przyznał się.
-Dwie noce szybko miną. Chociaż teraz czuję się pewniej, gdy ty jesteś w domu.
-Zostaniesz z Caroline, jest jeszcze twój brat i przyjaciółki.
-Świetna obsada -westchnęłam - Będzie dobrze.
-W razie czego dzwoń do mnie, Londyn jest blisko -uśmiechnął się.
-Przytul swojego wieloryba -rozkazałam.
-Pięknie wyglądasz przecież -Niall usiadł na brzegu łóżka i przytulił mnie -Jesteś moją księżniczką, najseksowniejszą przyszłą mamą na świecie.
-Dzięki, umiesz pocieszyć.
-Podobasz mi się taka, jaka jesteś: z makijażem, czy bez, z blizną, czy nie. Zawsze będziesz mi się podobała, nawet ze zmarszczkami. Zapamiętaj.
***
#Niall
Caroline zaprosiła na dzisiejszą kolację Harry'ego. W ostatnim czasie są w stałym kontakcie i się bardzo lubią. Otworzyłem drzwi przyjacielowi.

-Cześć, zapraszamy.
-Hej Niall. Proszę, to dla ciebie -Styles wręczył mi zgrzewkę piwa.
-Nie dzisiaj, jutro wyjeżdżam, ale dziękuję.
-Wypijemy innym razem.

Zaprowadziłem Harry'ego do ogrodu. Tam była moja siostra i Hana.

-Jak się ma moja najlepsza przyjaciółka?
-Dobrze, daj rękę i sam zobacz.
-Nie przyzwyczajaj się to moje dziecko -odchrząknąłem.
-Przecież nie moje -odpowiedział -Wiem z kim śpię.

W tym momencie Caroline zachłysnęła się napojem. Poklepałem siostrę po plecach.

-Wszystko w porządku? -zapytałem
-Tak, nie w tą dziurkę mi wpadło.
-Jasne, jasne -powiedziała Hana.
-O co tobie chodzi? -Harry wydał się zakłopotany

-Nie musicie udawać, to widać -powiedziała.

Spojrzałem na Harry'ego i Caroline.

-Powiedzmy im -zwróciła się do Harry'ego Caro.
-No, bo... -zaczął szatyn.
-Jesteśmy razem -wydusiła z siebie siostra.
-Fajnie -odezwałem się po chwili ciszy.
-Nie jesteś na mnie zły, Niall? -zapytał Styles
-Nie mam powodu. Cieszę się, że moja siostra trafiła właśnie na kogoś takiego jak ty.
-Mówiłam, że mam spoko brata -odezwała się Caro z szerokim uśmiechem.
-Nie będę ci prawił kazań jak zrobił to Jai, powiem tylko, że jeśli kiedyś zobaczę, że Caroline cierpi przez ciebie to ci nogi z dupy powyrywam.
-Możesz być spokojny -zapewnił mnie.
-Wiedziałam, że coś będzie między wami -powiedziała Hana.
-Ty wiesz wszystko, niczym wróżka.
-Powinniśmy to opić.
-Przed chwilą mówiłeś co innego -powiedział Harry.
-Jedno piwo nie zaszkodzi. W końcu jest okazja. A resztę nadrobimy po porodzie Hany.
-Wypijemy za mój związek i twojego dzidziusia -dopowiedziała Caroline.
-Ja jeszcze przez jakiś czas nie będę piła -oznajmiła Hana.
-Coś się wymyśli. Spokojnie słońce -zapewniłem Hanę.
-Harry chodź, pomożesz mi z kolacją -Caroline wyciągnęła rękę w kierunku szatyna.
-Zaraz wrócimy -dodał Styles znikając z naszego pola widzenia.
-Zachowują się jak my nie sądzisz? -zapytała mnie zaraz żona
-Muszę przyznać, że tak było. Poznają się dopiero.
-Zaimponowałeś mi wiesz?
-Czym? - spojrzałem na ukochaną
-Tym spokojem, kiedy Caro przyznała się, że ma chłopaka i jest nim nasz wspólny przyjaciel.
-Znam Harolda, wiem, że w odpowiedni sposób zaopiekuje się moją siostrą. W końcu to dzięki niemu zaczęła się uśmiechać.
-Masz rację, dużo się zmieniło od tego czasu.
-Ale jednego jestem pewien, to jak bardzo mocno kocham ciebie i nasze dziecko się nigdy nie zmieni.

Hana się tylko roześmiała, roztrzepując moje włosy.
***
-Widziałaś moją golarkę? -zapytałem Hanę będąc w łazience
-Powinna być w szafce pod umywalką, sprawdź dokładnie.

Zrobiłem tak, jak poleciła blondynka. Zabrałem też inne potrzebne mi rzeczy, które muszę mieć na ten krótki wyjazd.

-Wyjęłam ci koszulki, wystarczy, że je schowasz -poinformowała mnie Hana.
-Dziękuję, jesteś kochana.
-Słodzisz mi tak odkąd wróciłeś z pracy. Uważaj, bo zrobię się podejrzliwa.
-Przyzwyczaiłem się do twojego zmiennego humoru, ale to tylko hormony.
-Czytałam kiedyś taki artykuł w internecie i było tam napisane, że ludzie poznają się tak na prawdę w czasie trwania pierwszego roku małżeństwa. Nie ma znaczenia to, ile wcześniej się znali.
-Przeszliśmy razem chyba przez wszystko, co jest możliwe, nic mnie już nie jest w stanie zaskoczyć -powiedziałem pakując się. -Przypomniało mi się coś, co zaskoczyć może ciebie.
-Co takiego? -Hana podniosła głowę kierując wzrok na mnie
-Spotkałem Zayna w szpitalu.
-Miał wypadek?
-Nie, przyszedł ze swoją mamą na kontrolę. Rozmawiałem z nim.
-Co u niego słychać?
-Ułożył sobie życie w Nowym Jorku, chyba zamieszka tam na stałe, bo poznał jakąś dziewczynę, z którą jest od dłuższego czasu -powiedziałem -Tylko tyle wiem, nie miałem jak porozmawiać z nim dłużej.
-To dobrze, że mu się powodzi -westchnęła żona -Też mu się coś od życia należy.
-Powiedziałem, że wkrótce zostanę tatą, pogratulował mi.
-Ładne? -zapytała Hana pokazując pomalowane właśnie paznokcie
-Śliczne.
***
#Hana
Niall z samego rana pojechał do Londynu. Mimo tego, że minęło dopiero kilka godzin od jego wyjazdu, a ja już za nim tęskniłam.

-Chcesz kakao? -zaproponowała Caroline
-Poproszę -odparłam -Naszła mnie ochota na muffinę.
-Mogę pójść do muffiniarni i ci kupić.
-Nie ma takiej potrzeby, kakao wystarczy.
-Harry! Harry nam je upiecze.
-Nie wiem, czy znajdzie czas. Pewnie ma dużo pracy.
-Zadzwonię do niego. Mnie nie odmówi, a tym bardziej tobie.

Caroline wykonała telefon, szatyn oznajmił, że specjalnie dla nas wyrwie się z kancelarii i kupi nam muffinki ze sklepu, w którym pracuje przyjaciółka. Nie minęła godzina, a Styles stanął w drzwiach ubrany w czarny garnitur z białym pudełkiem w ręku. Zapraszałam go do środka, ale nie skorzystał z propozycji tłumacząc się pracą. Rozumiałam go, jednak byłam mu wdzięczna, że mimo wszystko spełnił moją ciążową zachciankę.

-Fajnego mam chłopaka -stwierdziła.
-Będziesz mieć z nim dobrze w przyszłości. Harry jest niemal na każde zawołanie, nigdy mi nie odmówił -powiedziałam.

Nagle ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi.

-Otworzę -siostra Nialla poderwała sie z krzesła.
-Siedź, poruszam się trochę -uśmiechnęłam się.

Ruszyłam w stronę drzwi z muffinką w ręku, a część miałam w buzi.

-Hej! -przywitałam Liama
-Cześć, przyniosłem ci te zdjęcia.
-Już? Nie myślałam, że dostanę je tak szybko.
-Miałem trochę wolnego czasu, więc tak wyszło.
-Wejdziesz? -zapytałam
-Nie będę przeszkadzał?
-Ciężarnej się nie odmawia.

Payne zgodził się wstąpić na chwilę. Zaprowadziłam sąsiada do salonu.

-Poznajcie się. To jest Caroline, siostra Nialla, a to jest nasz sąsiad Liam.

Oboje podali sobie ręce, a później Liam podał mi kopertę ze zdjęciami. Usiadłam na kanapie z poduszką znajdującą się pod plecami żeby było mi wygodnie.

-Co to jest?
-Moja sesja zdjęciowa, prezent dla Nialla -powiedziałam.
-Jesteś fotografem? -zapytała Caro
-Tak -odparł Liam częstując się muffinką.
-Miałam okazję pracować z Liamem jakiś czas temu -powiedziałam.
-Czekaj... jesteś tym Liamem, za którym nie przepada mój brat?

-Niestety to ja -przyznał się Payne.
-Na szczęście teraz jest już lepiej -dodałam.
-Było minęło -potwierdził Liam -A ty kim jesteś z wykształcenia?
-Jeszcze nikim, szukam swojego miejsca na ziemi -przyznała. -Aktualnie jestem opiekunką Hany.
-Weź -rzuciłam w Caroline poduszką.
-Super zajęcie, nie musisz nic robić -stwierdził Liam.
-Taka "praca" to przyjemność. Lekka i przyjemna.
-To prawda, nie mam wielu wymagań -przyznałam.
-To chłopiec, czy dziewczynka? -zapytał Liam
-Chłopiec, o dziwo dziś nie dokucza.
-Chciałabym mieć kiedyś syna -stwierdził.
-Masz dziewczynę, porozmawiaj z nią o tym -zaproponowałam.
-Ja się lepiej nie wypowiadam na ten temat, jeszcze Niall by mnie zabił -zachichotała Caro.
***
Następnego dnia rano Caroline poszła zrobić zakupy na śniadanie. Ja wyszłam z łazienki, ponieważ kolejny raz poszłam zrobić siusiu. Poszłam w stronę kuchni, by wstawić czajnik z wodą. Nagle dostałam silnego skurczu, który spowodował jęk. Złapałam się za dół brzucha.

-Skarbie, nie tak mocno -powiedziałam sama do siebie.

Często rozmawiałam ze swoim dzieckiem, teraz zna już mój głos, więc robię to przy każdej okazji. Wstawiłam czajnik na gaz, zapalając go i oddaliłam się od kuchni. W drodze do salonu skurcz się powtórzył. Przysiadłam lekko spanikowana na poręczy kanapy. Do porodu zostało jeszcze kilka dni. Sięgnęłam po telefon leżący na sofie i wybrałam numer Nialla. Cały czas miałam rękę na brzuchu. Mijał sygnał za sygnałem, aż włączyła się poczta. Bałam się coraz bardziej, ale przypomniałam sobie to co mówiła kobieta w szkole rodzenia. Wzięłam głębokie wdechy i wybrałam numer Caroline. Nie mogłam doczekać się momentu, kiedy usłyszę jej głos w słuchawce.

-Zaraz będę w domu -oznajmiła.
-Pośpiesz się -wydukałam -Poród się zaczął.
-Już lecę. Nie ruszaj się. Czekaj na mnie. Oddychaj kochanie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Caroline + Harry =♥ Kto się tego spodziewał?
Liczę na wasze opinie.
Hana rodzi synka, a Niall w Londynie, oh no
Do następnego @angelharry99

czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 36

"Co z moim synem?"
#Niall
Po tym jak powiedziałem żonie, kto przyszedł do naszego domu, ona przytuliła się do mnie. Potrzebowałem tego, mimo, że w podobnych sytuacjach potrafiłem być silny i nie przeżywałem wszystkiego tak mocno, jednak teraz było zupełnie inaczej. Wspomnienia z dzieciństwa spowodowały, że nie wytrzymałem i złamałem się, miałem ochotę mu przywalić, albo pobić go do nieprzytomności. Ten człowiek nie jest już moim ojcem za co zrobił w przeszłości.

Hana zaproponowała, że przygotuje coś do picia i będziemy mogli porozmawiać. Na początku uznałem ten pomysł za beznadziejny, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że chcę wyrzucić z siebie skrywane przeżycia. Do tej pory unikałem rozmowy o ojcu, Brooks nie pytała o niego, wystarczyło jej, że nie utrzymuje z nim kontaktu od wielu lat. Czułem, że Hana wie, że jest to dla mnie bardzo trudne, ale obiecałem powiedzieć jej kiedyś wszystko. Ta chwila nadeszła właśnie teraz.

Blondynka postawiła przygotowane kakao na stoliku, po czym usiadła obok mnie na kanapie.

-Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda?
-Wiem, ale chcę byś w końcu widziała o mnie wszystko, tak jak ja o tobie.
-Dobrze, ale jeśli możesz w każdej chwili przerwać.

Wziąłem głęboki oddech.

-Byliśmy normalną rodziną,przez kilka pierwszych lat mojego dzieciństwa. Rodzice się kochali, ja z Caroline jak to dzieci kłóciliśmy się o byłe co. Jakiś czas później wszystko zaczęło się zmieniać. Ojca nie było ciągle w domu, albo wracał późno. Po prostu zaczął pić, z każdym dniem stawał się coraz gorszy. Z początku nie było to nic wielkiego, ale potem zaczęły się awantury, gdzie interweniowała policja. Maura jako matka starała się ukrywać przed nami prawdę, lecz ja byłem na tyle duży, że widziałem co się dzieje. W końcu mama zdecydowała, że ja i Caroline zamieszkamy u babci przez jakiś czas, a ona będzie nas odwiedzać. Oczywiście on przychodził też do nas do szkoły, czy domu babci. Prawie za każdym razem wszczynał awantury...
-Współczuję kochanie -Hana złapała moją dłoń.
-Potem wszystko się uspokoiło, było jak dawniej,aż pewnego wieczoru, albo nocy wrócił nachlany w trzy dupy. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem na własne oczy, że on uderzył moją mamę. Od krzyków obudziłem się i patrzyłem na to stojąc w drzwiach pokoju. Przestraszyłem się go. Rozumiesz zacząłem bać się własnego ojca, człowieka, który był moim autorytetem -przerwałem na chwilę, by zebrać myśli.

Jednocześnie kontem oka spojrzałem na żonę. Jej wyraz twarzy mówił jedno: była w szoku.

-Później mama nie miała dla niego litości, wyrzuciła go z domu, gdy niby poszedł do pracy. Zmieniła też zamki w drzwiach i złożyła pozew o rozwód. Nie przyszło jej to łatwo, bo go kochała. Być może tak samo jak ja ciebie czy ty mnie.
-Co było dalej?
-Dalej mniej więcej to samo, ale w końcu się poddał i przestał nas nachodzić. Z Maurą było trochę gorzej, połamała się. Nie wiedziała, co z nami będzie, jak da radę nas wyżywić z jednej pensji. Wiem, że pomagali nam dziadkowie, wspierali mamę, zajmowali się nami. Potem był rozwód. To też było dla nas ciężkie. Caroline była jeszcze mała, żeby rozumieć pewne rzeczy, a ja choć też nie byłem w jakimś "dorosłym" wieku rozumiałem więcej. Przez trzy lata był spokój. Wszystko wróciło do normy, ale to była cisza przed burzą. Wtedy on pojawił się w życiu Maury, a nam przynosił prezenty i takie rzeczy. Chciał żebyśmy byli rodziną. Znów się nami zainteresował, chociaż po rozwodzie tak nie było. Oczywiście były jakieś sporadyczne sytuacje, nie wychował nas. Nie było go, kiedy wygrałem pierwszy szkolny konkurs.
-Może już wystarczy kochanie? Dokończysz kiedy indziej.
-Dam radę, nie zostało mi dużo -powiedziałem.
-Mów dalej.
-Ojciec przychodził, przychodził, aż wychodził: Maura zaszła w ciążę. Kiedy się dowiedziała była w szoku, znowu się podłamała, na tyle mocno, że zaczęła chodzić do psychologa.
-A twój tata, co zrobił kiedy się dowiedział o kolejnym dziecku?
-Zmienił się nie do poznania, był zupełnie inny, jakby tamten człowiek zniknął. Babcia ostrzegała mamę, żeby się zbyt szybko mu nie zaufała. Miała rację. Po tym jak Greg się urodził, on zamieszkał z nami. Na krótko, bo kółko się zamknęło i zaczęło się picie i przemoc.
-Nie wiem co powiedzieć, nie wiedziałam, że twoje dzieciństwo było właśnie takie -Hana bardzo mocno mnie przytuliła całując w policzek.
-To przez niego stałem się takimi człowiekiem, gdy dorastałem. Myślałem, że bójki załatwią wszystko. W liceum zacząłem pić i palić, ale z tym skończyłem, kiedy przekonano mnie po jakimś czasie, że nic tym nie osiągnę. Nie chciałem być taki jak on, dlatego wziąłem się w garść i zdecydowałem, że idę na medycynę, żeby ratować ludzi.
-Dobrze wybrałeś, jesteś cudownym człowiekiem.
-Po tym wszystkim co mnie spotkało nie chcę być taki jak on -oznajmiłem stanowczo.
-Wiesz co? Nawet go nie przypominasz.
-To ma być komplement?
-To jest sama prawda -odpowiedziała żona. -Idziemy spać?

Zerknąłem na zegarek, który miałem na lewej ręce.

-Tak, zaraz północ będzie. Rozgadałem się.
-Nic się nie stało, najwyżej będę spać do południa -Han lekko się uśmiechnęła.
-Cwaniara, za siedem godzin i dwadzieścia dwie minuty zaczynam dyżur w szpitalu.
-Oj, to tym bardziej chodźmy, chyba, że masz nieco inne plany na tą noc.
-Zdecydowanie tak.
***
3 TYGODNIE PÓŹNIEJ, 22 kwietnia

#Hana
-Twoje dziecko zdrowo rośnie -powiedziała radosnym głosem Noami.
-Jem za dwoje -przyznałam -Niall mnie pilnuje, jeśli chodzi o moją dietę.
-To dobrze. Mogę go pochwalić.
-Z dzieckiem wszystko w porządku? -zapytałam z troską
-Oczywiście, waży już dokładnie 1,4 kilograma. Zanim nadejdzie poród to urodzisz dużego i silnego synka -oznajmiła Noami -Jak się czujesz?
-Jeszcze nie narzekam, ale bolą mnie plecy coraz częściej.
-To normalne, twój kręgosłup dostaje coraz bardziej w kość.
-Nie mogę się doczekać, kiedy będzie już po wszystkim.
-Dwa miesiące szybko miną. Zobaczysz, że niebawem spotkamy się na sali porodowej -powiedziała Cox kończąc badanie USG -A pro po, będziesz rodzić w klinice, nie tutaj.
-Dlaczego?

Podniosłam się z fotela i podeszłam do biurka, by usiąść na krześle stojącym obok.

-Akurat wtedy będę miała tam dyżur.Wiem, że poród tutaj jest lepszy dla ciebie i Nialla.
-Co ma być lepsze dla nas? -zapytał mąż, wchodząc do gabinetu.
-Cześć kochanie -przywitałam się z Horanem -Noami właśnie oznajmiła, że urodzę w klinice, a nie tutaj.
-W takim razie wezmę urlop, żeby być razem z tobą -powiedział. -Co z moim synem?
-Dobrze, nie macie się czym martwić.
-To super, nie mogło być inaczej.
-Masz płytę z USG i zdjęcie, zobacz sobie -Cox podała mu wymienione rzeczy.
-Operacja się przeciągnęła dlatego zawaliłem sprawę.
-Nadrobisz wszystko w domu -jedną rękę położyłam na kolanie Nialla, a drugą miałam na brzuchu.
***
Po wizycie Horan zabrał mnie do bufetu, żeby zjeść wspólnie lunch. Starsza kobieta, którą dobrze znałam przygotowała dla nas po zestawie obiadowym. Zajęłam miejsce na wygodnej czerwonej kanapie, a Niall przyniósł nasze zamówienie.

-Muszę ci coś powiedzieć -westchnęłam, kiedy Niall usiadł naprzeciw mnie.
-Co?
-Widziałam twojego tatę przed naszym domem.
-Czego on do cholery nie rozumie? Nie chcę go znać. -po chwili dodał -Rozmawiał z tobą?
-Nie, po prostu stał i patrzył się w nasze okna. On mnie nie zna, przecież nie miał okazji mnie poznać.
-Jeśli zobaczysz go jeszcze raz to zadzwoń na policję. Nie będzie nas nękał ktoś taki jak on.
-A może powinieneś z nim porozmawiać? -zaproponowałam
-Niby o czym? O tym jak było nam ciężko, czy może o tym, jak mało brakowało, a zawaliłbym szkołę i zmarnował sobie życie wchodząc w kontakty z policją?
-Wiesz co ja myślę? Uważam, że twojego ojca ruszyło sumienie.
-To nie w jego stylu, a nawet jeśli to dobrze mu tak. Przyda mu się cierpienie, niech zobaczy, przez co wszyscy musieliśmy przejść przez tyle lat.
-Rozumiem, to jest twoje zdanie, twoja decyzja.
-Możemy przestać o nim rozmawiać co jakiś czas? Skupmy się na tym co tu i teraz. Zaraz urodzisz nasze pierwsze dziecko, nie powinnaś się przejmować byle kim.
-Skoro tak chcesz to niech tak będzie -powiedziałam.
-Powinniśmy wybrać imię dla dziecka -powiedział Niall zmieniając temat.
***
Byłam gotowa na przyjście dziewczyn. Przyjaciółki postanowiły zorganizować baby shower dla mnie i Dorothy jednocześnie. Na stoliku w salonie oraz wyspie kuchennej były różne słodkości i napoje. Oczywiście pośród przekąsek znalazły się też muffiniki. Oprócz jedzenia wszędzie rozwieszone były balkony i różne wstążki.

-Hej dziewczyny! -przywitałam przyjaciółki z promiennym uśmiechem.

Kate miała na głowie czapkę urodzinową i szampana w ręku.

-Cześć Han -przywitała się ze mną Isabel całując mnie w policzek.
-Witaj mamo -uśmiechnęła się Dorothy i przytuliła mnie.

Jej brzuszek był mniej więcej takiej samej wielkości, jak mój, bo dzieliło nas tylko kilka tygodni różnicy.

-Przychodzę z dobrą nowiną! -powiedziała radośnie
-Jaką? -zapytałyśmy całą resztą chórem
-Będę miała córkę!
-Jejku to cudownie -powiedziałam przytulając ją.

-Ale super -powiedziała Kate -Za kilkanaście lat wyswatamy wasze dzieci.
-Dlaczego nie -odparła Doris śmiejąc się.
-Dziewczyny chodźcie, czas na prezenty! -zawołała Isabel

Kiedy zajęłyśmy miejsca na kanapie dostałyśmy pierwsze prezenty. Ja dostałam od przyjaciółek matę interaktywną dla syna,a Dorothy karuzelę nad łóżeczko. Oprócz tego otrzymałyśmy śpioszki i śmieszne koszulki, w które się ubrałyśmy wspólnie z Patterson. Zrobiłam zdjęcie i wysłałam je do Nialla.

-Mamy jeszcze jeden prezent, taki sam, ale dla każdej z was osobny egzemplarz -oznajmiła Kate.
-Dawajcie! -krzyknęłam

Na stoliku wylądowały dwa duże torty.

-Wow, to jest super. Jeszcze czegoś takiego nie widziałam.
-Ile jest sztuk? -zapytałam
-Sto.
-Starczy na dwa miesiące -wybuchała śmiechem Kate.
-Jesteście wspaniałe -powiedziała Dorothy. -Tort z pieluszek, Louis się zdziwi, kiedy wrócę do domu.

***
Wieczorem, gdy było już po wszystkim położyłam się zmęczona do łóżka. Chwilę wcześniej rozmawiałam z mamą, która oznajmiła mi, że już zaplanowała urlop i przyjedzie do Manchesteru, żeby pomóc mi w opiece nad dzieckiem.

-To był meczący dzień -stwierdziłam, kiedy Niall był przy mnie.
-Dobrze się bawiłaś na tym całym baby shower?
-Pewnie, nawet trochę potańczyłam -wzięłam rękę Nialla i położyłam ją na brzuchu.
-Teraz nie da ci zasnąć.
-Potrzebuje trochę gimnastyki, niech się powygina chłopak.
-Oh skarbie, twoja mama potrzebuje odpoczynku -rzekł Niall do brzucha.
-Niedługo porozmawiasz sobie z nim w cztery oczy.
-Chciałbym trzymać go już na rękach.
-Cicho, bo jeszcze cię posłucha. Nie chcę jeszcze rodzić.
-Hej, chyba się nie boisz? -zapytał mąż.
-No właśnie boję się. Mam przeczucie, że stanie się coś złego, że coś pójdzie nie tak.
-Kochanie, nic się przecież nie dzieje, ciąża rozwija się prawidłowo.
-Wiem.
-Nie myśl o tym, przestań się nakręcać. Jestem lekarzem i w dodatku cały czas obok ciebie.
-Jesteś chirurgiem, a nie ginekologiem.
-Dla ciebie mogę być nawet tym drugim -powiedział zadziornie.
-Tobie tylko jedno w głowie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przeszłość Nialla to chyba jedna rzecz, która mi wyszła w tym rozdziale. Ogólnie uważam, że jest on nudny.
Od wczoraj chodzi mi po głowie pomysł, by stworzyć trzecią część tego ff, ale czy jest sens?
Dziękuję za vote:)

Zapraszam też na moje drugie fanfiction, które znajdziecie na moim profilu:)

Wesołych świąt spędzonych w gronie rodziny i przyjaciół. Mokrego dyngusa♥
@angelharry99

sobota, 12 marca 2016

Rozdział 35

"Jesteś szalony, na porodówkę jeszcze się nie wybieram."
*MIESIĄC PÓŹNIEJ, 21 MARCA*
#Hana
Od wczesnego rana trwają przygotowania do ceremonii zaślubin naszych przyjaciół.Caroline podjęła się próby uczesania mnie, na co z chęcią się zgodziłam.Nie ukrywam, że stałam się grubą kulką, a do czasu porodu będę jeszcze większą.Wszyscy mieliśmy spotkać się pod urzędem stanu cywilnego i oczekiwać na przyjaciół, ale uknuliśmy przeciwko nim drobny spisek.

-Proszę, fryzura gotowa. -oznajmiła Caro.

Dziewczyna spięła mi włosy w wysokiego koka.

-Dziękuję. Od razu przypomniał mi się dzień naszego ślubu, tylko wtedy Doris mnie czesała.
-Mogę poprawić, jeśli coś jest nie tak.-powiedziała -Wsówki da się poluźnić.
-Nie, jest dobrze. -zapewniłam ją. -Kochanie, jak ci się podobam?
-Mówiłaś coś? -zapytał Niall
-Tak, zostaw ten mecz i weź się ogarnij. Ślub jest za trzy godziny.
-Dla ciebie wszystko. -Horan wyłączył telewizor. -Ale wieczorem pozwolisz mi dokończyć.
-Pewnie, jeśli się nie upijesz to tak, pozwolę ci.
-Teraz zamierzam powoli odstawić piwo, bo wszystko może się zdarzyć.
-To jakaś nowość. -zauważyła Caroline. -Chyba to gdzieś zapiszę. Niall Horan odmawia picia piwa.
-Są rzeczy ważniejsze od alkoholu. Ślicznie wyglądasz.
-To zasługa twojej siostry. -oznajmiłam biorąc do ręki wodę z cytryną.
-Masz talent Caro. -powiedział Niall.

-Bez przesady. -zaprotestowała -Chociaż może macie racje. Jestem zadowolona z niego, wyszedł mi całkiem w porządku.
-Garnitur masz w sypialni, wisi na szafie. -poinformowałam męża, który znalazł się na schodach, prowadzących na piętro mieszkania.

Ja musiałam włożyć jeszcze sukienkę, obawiałam się tylko, czy wejdę w nią.

***
#Niall
Zatrzymałem samochód przed urzędem stanu cywilnego, oprócz nas nie było przed budynkiem nikogo. Zostawiłem żonę w pojeździe, a sam udałem się na rozmowę z urzędnikiem.Po drodze spotkałem Gemmę, Kate i Isabel.Dziewczyny przyczepiały na drzwi wejściowe kartkę z napisem, informującą o tym, że śluby w dniu dzisiejszym zostały odwołane.Posłałem im uśmiech.

Na spotkaniu z urzędniczką, która udzieli ślubu Dorothy i Louisa ustaliłem z nią wszystkie szczegóły dotyczące zaślubin. W chwili, gdy Isabel wpadła na ten pomysł, aby ślub odbył się poza urzędem, nie byłem pewny, czy to się uda, bo osoby tam pracujące lubią kręcić nosem. Na szczęście naszych przyjaciół trafiliśmy na bardzo miłą kobietę, która zgodziła się udzielić ślubu poza urzędem stanu cywilnego.

-Wszystko jest załatwione. -przekazałem żonie dobrą wiadomość.
-To wspaniale, spisałeś się na medal.
-Widziałem się z dziewczynami, zajmują się napisem.
-Jestem ciekawa miny Dorothy i Louisa.
-Będą nieźle zaskoczeni, żadnych gości, brak świadka. Rodzeństwo Styles dostąpi tylko tego niepowtarzalnego zaszczytu zobaczenia ich min.

Harry jest kierowcą, a Gemma drugą druhną Patterson, która zastępuje Hanę, w przygotowaniu do ślubu, ale to żona złoży podpis jako świadek zawarcia małżeństwa.

-Co robimy, czekamy na młodą parę?
-Jedziemy na zabawę, zaczniemy ją zanim główni bohaterowie się pojawią. -rzuciłem -To musi być szok, że wesele zaczynają goście, a młoda para zjawia się jako ostatnia.
-To w końcu nasz pomysł.
-Bardzo szalony i ryzykowny. -zauważyła Hana.
-A ty, jak się czujesz?
-Super, mały chyba śpi, więc jest dobrze.
-Niech tak zostanie przez cały dzień. -cmoknąłem żonę w policzek.

Nasze rodziny na wieść o tym, że Hana nosi pod sercem chłopca bardzo się ucieszyły. Moja mama wręcz wzruszała się na tą informację. Mój syn będzie jej pierwszym wnukiem. Nie mogę doczekać się, aż przyjdzie czerwiec, od chwili, kiedy podstępem wyciągnąłem od Noami tą wiadomość, że żona urodzi chłopca.
***
Razem z żoną zająłem miejsca przeznaczone dla świadków. Za nami siedzieli rodzice Dorothy i Louisa, dalej najbliższa rodzina i przyjaciele. Zaproszonych gości nie było wiele, bo państwo młodzi zdecydowali, że pobiorą się dwa razy: w urzędzie i kościele, ale to już po porodzie Doris.

Kiedy młoda para dotarła na swój ślub na plaży urzędniczka przystąpiła do rozpoczęcia krótkiej ceremonii zaślubin.
***
-Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Dorothy Patterson i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. -swoją przysięgę najpierw złożył Louis.
-Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Louisem Tomlinsonem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.

Po tym jak przysięgi zostały złożone urzędniczka podała im obrączki, które sobie nawzajem włożyli.

-Przypomniał mi się nasz ślub. -szepnąłem -Mam wrażenie, jakby to było wczoraj.
-Też się tak czuję. -powiedziała Han
-Kocham cię.
-Ja ciebie bardziej.
-Nie, to ja ciebie kocham mocniej, kochanie.

Złączyłem nasze usta w pocałunku, nie interesowało mnie to, co działo się z przodu.
***
#Hana
Przyjęcie trwało już jakiś czas. Siedziałam przy czteroosobowym okrągłym stoliku, przykrym białym obrusem, krzesła również były przybrane na biało. Na blacie stała wódka, dla męskiej ekipy, a dla mnie i przyjaciółki był sok. Doris przysiadła się do mnie, podsiadła Nialla, który chwilowo zniknął z mojego pola widzenia.

-To okropne, że nie mogę się napic na własnym weselu. -zaczęła Patterson
-Też mam ochotę, więc doskonale cię rozumiem. -uśmiechnęłam się
-Nalać ci szampana, wersja dla ciężarnych, edycja limitowana.
-Kusząca oferta. -rzuciła Doris -Bardzo chętnie.

Sięgnęłam po sok jabłkowy, nalałam odpowiednią ilość, do lampek na wino, a następnie podałam jedną z nich przyjaciółce.

-Nie pomyślałabym, że wpadniesz na coś takiego. -uśmiechnęła się po czym upiła trochę soku, ja zrobiłam to samo.
-Musisz przyznać, że z daleka wygląda, jakby to był prawdziwy alkohol. -powiedziałam odstawiając szkło na stół.
-Masz rację.
-Taki bezalkoholowy szampan, zarezerwowany tylko dla nas. -puściłam jej oczko.
-Kochanie, co ty robisz! -rzucił Louis -Nie wolno ci pić alkoholu.
-Nie piję nic co mogłoby zaszkodzić naszemu dziecku.
-A to? Co to jest?
-Louis, spokojnie.Pijemy tylko sok jabłkowy, pomarańczowy nam się jakby to powiedzieć...
-Znudził. -dokończyła Dorothy
-No właśnie, to jest chyba najlepsze określenie. Lou, widziałeś gdzieś mojego męża?
-Chyba jest w kiblu. -oznajmił -A tak w ogóle, to obie jesteście tak samo walnięte.
-Dzięki.
-Chyba nam też się coś należy, wy sobie pijecie, a my mamy na to patrzeć? A tak przynajmniej czujemy się jakbyśmy piły alkohol. -powiedziała Doris
-Przepraszam, wystraszyłaś mnie, ty też Hana. -westchnął Louis -Zatańczymy? -Tomlinson podał rękę blondynce.

Przyjaciółka rzuciła, że za chwilę do mnie wróci.Nie byłam sama zbyt długo,bo Niall zjawił się obok mnie.

-To tylko sok jabłkowy. -uprzedziłam od razu. -Nie musisz tego komentować.
-Nie zamierzam, ufam ci.
-To super.

Niall napił się wódki i poprosił mnie do tańca. Chwyciłam dłoń męża, razem udaliśmy się w stronę parkietu. Na piasku została położona drewniana deska, więc nie było problemu z tańczeniem. Na parkiecie tańczył Harry z Gemmą, Louis z Dorothy, Jai z Isabel oraz osoby z rodzin naszych przyjaciół.
***
Caroline wróciła na do Irlandii, więc teraz siedzę w domu sama. Czytam książki, oglądam filmy, śpię, albo sprzątam, ale tylko wtedy, gdy jest Niall. Ostatnio Isabel wybrała się ze mną na zakupy, kupiłyśmy wyprawkę dla naszego dziecka. Dziewczyna oddała mi też kilka ciuszków po Nicku.

Czekałam na męża, siedząc na tarasie, z herbatą w ręku.Lubię wiosnę, a szczególnie ognisko.Myślałam, żeby zaprosić przyjaciół na pierwszego grilla, tak jak rok temu.Usłyszałam, jak Niall mnie woła.Krzyknęłam, że jestem w ogrodzie.Niedługo później chłopak wyszedł, w ręku miał duży karton.

-Co to? -zapytałam
-Wózek dla dziecka. -powiedział -Mam nadzieję, że ci się spodoba.
-Sam wybrałeś?
-Pani w sklepie mi doradziła, wybrałem ten najlepszy. -Niall się uśmiechnął -A nosidełko jest już w aucie.
-Jesteś szalony,na porodówkę jeszcze się nie wybieram.
-Wiem,ale jestem gotowy na przyszłość.
-Będziesz teraz jeździł z nosidełkiem w aucie.
-No,dlaczego nie?
-Kocham cię. -powiedziałam
-Jak mały, grzeczny jest?
-Tak, chociaż w południe trochę się wiercił.Teraz zresztą też. -Niall przyłożył rękę do brzucha. -Chyba wyczuł, że wróciłeś do domu.
-Chyba masz rację. -przytaknął -Mamy coś do jedzenia?

-Zrobiłam spaghetti, zaraz ci odgrzeję.

Wstałam z ławki ruszając w stronę drzwi balkonowych. Horan podniósł karton z trawy i podążył za mną.
***
Pod wieczór z wizytą wpadł Jai z rodziną. Z uśmiechem na ustach oznajmiłam bratu,że przyda się do pomocy, a chłopak zgodził się.

Siedziałam na kanapie razem z Isabel, a Niall składał wózek z pomocą Jaia. Nick od czasu do czasu wtrącał się, ale dziewczyna włączyła mu bajkę,więc się nią zainteresował i wkrótce zasnął.

-Dobrze, że postanowiliście nas odwiedzić. -westchnął Horan, kiedy mu nie szło składanie.
-To powinno być tutaj. -powiedział Jai wskazując właściwe miejsce.
-Kiepski z ciebie składak. -zauważyłam
-A ty się nie śmiej. -Isabel zwróciła uwagę swojemu mężowi -Lepiej dopilnuj, żeby wszystko było dobrze złożone,żeby potem nie było zdziwienia.
-Mogłem kupić już złożony, gdybym wiedział, że będziemy się z tym męczyć.
-No już trudno, jest jak jest.
-Wiecie, gdzie będzie pokój dla dziecka? -zapytała czarnowłosa
-Obok naszej sypialni, ale myślę, że przez pierwszy rok będziemy wszyscy spać w jednym pokoju.
-To dobre rozwiązanie. -oznajmiła bratowa.
-A ja właśnie nie polecam. -wtrącił Jai -To będzie tak, że będziecie spać w jednym łóżku,a nie pokoju.
-Nie przesadzaj.
-To się tak zaczyna, niby tylko raz, a potem jest tak, że dziecko nie chce spać w łóżeczku.
-Damy sobie radę. -odezwał się Niall. -Bardzo proszę, gotowe.

-Wow, super się spisałeś. -pochwaliłam męża. -Należy ci się buziak.
-Tylko buziak? -Horan nie wyglądał na zadowolonego
-No, a co myślałeś? -zapytał Jai
-Złożyłeś wózek, to nic takiego.
-Piwo jest w lodówce. -oznajmiłam.
-Rozmawialiśmy na ten temat jakiś czas temu. -zauważył Niall- Zresztą rano idziemy do szkoły.
-Jak wypijesz jedno nic się nie stanie.
***
#Niall
Hana brała kąpiel, kiedy ja zabrałem się za sprzątanie ze stołu. Brooksowie wyszli jakiś czas temu, więc zostaliśmy sami. Nagle usłyszałem, dźwięk dzwonka. Przerwałem dotychczasową pracę, idąc do drzwi i zastanawiając się kogo niesie o tej godzinie. Przekręciłem zamek i momentalnie zbladłem na widok, tego, kto stał na klatce.

-Co tu robisz?! -krzyknąłem odruchowo. -Niall...nie unoś się.
-Wynoś się z mojego życia, dobrze mi jest bez ciebie!
-Posłuchaj mnie...
-Nie będę cię wysłuchiwał. Mam dość,kiedyś to ja prosiłem ciebie, zignorowałeś mnie więc ja teraz zrobię to samo z tobą. Nienawidzę cię! -byłem wściekły, więc zamknąłem drzwi.

Oparłem się plecami o drzwi, moje serce waliło jak oszalałe. Wszystkie wspomnienia z dzieciństwa wróciły w ciągu zaledwie kilkunastu sekund. Sądziłem, że już nigdy go nie spotkam.

-Kochanie? -odezwała się Hana -Wydawało mi się, czy słyszałam twoje krzyki?
-Nic się nie stało.
-Jesteś zdenerwowany, trzęsiesz się.
-On tu przyszedł. -powiedziałem krótko. Nie chciałem krzyczeć na żonę, a moja złość sięgnęła zenitu.
-Kto?
-Rozmawiałem ze swoim ojcem...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za błędy. Wszyscy, którzy od początku kibicowali Dorothy i Louisowi mogą odetchnąć z ulgą, teraz i oni są małżeństwem.
Teraz Niall będzie miał trochę zmartwień, kto wie, może poznacie jego niezbyt ciekawe dzieciństwo.
Czekam na wasze opinie, coraz bliżej the end :(
+Zapraszam na IF TOMORROW NEVER COMES 
@angelharry99

sobota, 5 marca 2016

Rozdział 34

"(...)chcemy od razu skazać dziecko na bycie gejem"
#Hana
Naszła mnie ochota na coś do jedzenia. Wstałam z kanapy, na której leżałam, oglądając film i ruszyłam do kuchni. Nastawiłam wodę, a następnie wyjęłam z szafki kubek, a z drugiej mój ulubiony wiśniowy kisiel, z kawałkami owoców. Nagle usłyszałam krótki dźwięk, oznaczający nową wiadomość. Chwyciłam telefon, który podpięty był do ładowarki.

Isabel: Nie uwierzysz! Wasz ojciec jest w Manchesterze.

Po przeczytaniu wiadomości, nacisnęłam ikonkę słuchawki i zadzwoniłam do przyjaciółki, a jednocześnie bratowej.

-Hej.-przywitała mnie.
-Z tym sms'em na poważnie, czy to żart?
-To jest akutat prawda, Toby przyleciał. Zadzwonił do Jaia, czy mógłby przyjechać po niego na lotnisko.
-Tego bym się po tacie nie spodziewała. -przyznałam -Tym bardziej, że rozmawiałam z mamą trzy dni temu i o niczym nie mówiła, nawet słówkiem nie pisnęła.
-Nie wiem, o co chodzi, ale jestem tak samo zaskoczona jak ty.
-To może przyjdziemy do was, jak Niall wróci z pracy?
-Wygodniej będzie, jeśli to my wypadniemy do was, a ty sobie odpoczywaj. -powiedziała Isabel.
-Dobrze, niech ci będzie. -zgodziłam się.-Poczekaj, przełączę na głośnomówiący.

Nacisnęłam odpowiedni przycisk, jednocześnie wyłączając gaz, pod czajnikiem, gdyż woda się zagotowała.

-Już jestem. -odezwałam się po kilku sekundach jednocześnie przygotowywując sobie kisiel.
-Gotujesz coś? -zainteresowała się przyjaciółka. -Jeśli tak, to na pewno wpadniemy.-zachichotała.
-Zrobiłam sobie kisiel, ale nie ma sprawy, mogę coś przygotować, choć mój mistrz kuchni jeszcze w pracy. -wzięłam kubek do ręki, a do drugiej przyłożyłam telefon, wcześniej odłączając go, od ładowarki, a tymsamym włączyłam normalny tryb rozmowy.
-Tylko sobie żartowałam. -sprostowała.
-Wiem, ale nawet dobrze się składa, bo chętnie zjadłabym coś słodkiego.
-Tylko nie mów, że muffiny. Nie masz ich czasem dość?
-Muffiny nigdy mi nie zbrzydną.- usiadłam wygodnie na kanapie i wzięłam pierwszą łyżeczkę kiślu -A wracając do twojego pytania... myślałam raczej o gofrach.
-Dobry pomysł, gofry w środku zimy. Smacznego.
-Dzięki.
-Masz wszystkie potrzebne składniki?
-Raczej tak, Niall wczoraj robił zakupy, więc mam pełną lodowkę, którą stopniowo opróżniam.
-Mam nadzieję, że nie jesz ciągle słodyczy.
-Coś ty. -od razu zaprzeczyłam. -Mam dwóch strażników, którzy patrzą mi na ręce. Czuję się czasem jak niewolnica.
-Ty już lepiej nie narzekaj. Ciesz się wolnością, póki możesz, bo do opieki nad dzieckiem nie będzie już tylu chętnych. Posłuchaj tego, co ci radzi doświadczona kobieta.
-A propo, jak mój Niko?
-Świetnie, buszuje po całym domu, aktualnie jeździ samochodem w koło kominka, a ja za nim idę.
-Właśnie słyszę. -uśmiechnęłam się. -Nie zawracam ci więcej głowy, zobaczymy się jeszcze.

***
Po tym jak skończyłam rozmowę z przyjaciółką, napisałam wiadomość do Nialla, że będziemy mieli gości, a mąż na to, że postara się wrócić wcześniej. Kilkanaście minut później zabrałam się za przygotowanie ciasta na gofry. Zrobienie go nie jest wcale takie trudne. Gotowanie nie należy do moich ulubionych zajęć, ale takie podstawowe dania potrafię przygotować. (Mam na myśli zupę, jakieś ciasto, wiecie, o co chodzi)
***
Niall wyszedł z łazienki, ponieważ wziął szybki prysznic po pracy. Ja byłam w kuchni i robiłam dla niego gofry.

-Wiesz, że chyba wszyscy sąsiedzi czują ten zapach? -mąż stanął za mną, obejmując mnie, zatrzymując dłoń na brzuchu, a jednocześnie zostawił pocałunek na mojej szyji.
-Chcesz, żebym wszystko przypaliła? -odpowiedziałam z uśmiechem. -Masz, to dla ciebie. -oznajmiłam pokazując Horanowi talerz z goframi.
-To wszystko dla mnie?
-Tak, kochanie. Dla reszty zrobię potem, bo zimne gofry nie są tak dobre, jak ciepłe.

Chłopak usiadł na stołku, przy kuchennej wyspie, a ja tuż obok niego.

-Smacznego. -powiedziałam.
-Nie musisz tego mówić, ich widok przekonuje,że są wspaniałe. -powiedział Niall smarując ciasto w kształcie serca dżemem, o smaku truskawkowym. -Proszę, moje serce, dla ciebie.
-Zobacz, jak ja wyglądam. Roztyjesz mnie jeszcze bardziej.
-Odmówisz mi? -chłopak udał, że jest mu przykro.
-Nigdy, dawaj to.-powiedziałam otwierając szeroko buzię.

Ugryzłam kawałek, który mi dał, a później wzięłam od Horana ugryzionego gofra, dokańczając go samodzielnie.

-Zawołam Caroline. Może też się skusi i wreszcie wyjdzie, z tej swojej norki.
-Caro poszła z Harry'm do kina. -powiedziałam.
-Serio?
-Tak, więc raczej prędko nie wróci.
-Czyli jesteśmy sami, jak miło. -podsumował. -Gdyby nie to, że twój tata przyjechał i niebawem tu będzie, to moglibyśmy spędzić romantyczny wieczór, kończąc w sypialni.
-Prędzej zasnęłabym ci w ramionach, niż miałoby do czegoś dojść. Zauważ, że jestem niczym chomik, dużo jem, miło chodzę i ciągle ucinam sobie drzemki.
-Dla mojego idealnego, zarazem idealnego ciała zrobisz wyjątek, wierz mi kochanie.-powiedział. -Twoje oczy mówią mi wszystko.

***
Jai rozkazał wyjść nam na dwór, więc zrobiłam tak, jak chciał. Niedługo później, pod klatką zatrzymały się dwa samochody. Pierwszy z nich należał do Jaia, poznałam go, lecz ten drugi...

Z auta z tyłu wyszedł mój tata.

-Witaj Hana. -ojciec bardzo mocno mnie przytulił. -Cześć Niall. -a zięciowi uścisnął dłoń.
-Co to za auto? -Niall od razu się zaciekawił.
-To jest prezent, dla mojej córki. -oznajmił z uśmiechem.
-Tato...-otworzyłam szerzej oczy i usta ze zdziwienia.
-Czyżbym coś przegapił? -Horan zaczął się zastanawiać.
-Spokojnie, nic się nie stało. -uspokoił go Toby. -To jest po prostu nowe auto dla waszej powiększającej się rodziny. Razem z matką doszliśmy do wniosku, że przyda się wam większe auto. Bagażnik jest dość spory, więc wózek razem ze stelażem i gondolą się zmieści i nie zabraknie też miejsca na inne zakupy.
-To jest bardzo drogi prezent, a poza tym nie narzekam na to auto, które mam. -przyznałam.
-Zawsze masz coś do powiedzenia. -zauważył tata. -Jak dają to bierz.
-Nie masz się nad czym zastanawiać, skarbie. -dodał Niall.
-Chyba nie mam innego wyjścia. -oznajmiłam -Bardzo, bardzo dziękuję. -ponownie przytuliłam ojca.
-Cieszę się, że moja córka i przyszły wnuk będą jeździć takim samochodem.
-To co? Może próbna jazda. -zaproponował Jai.
-Jest ciemno, ale czemu nie. -zgodziłam się.
-Łap kluczyki, kochanie. -krzyknął Niall, który najwidoczniej przechwycił klucze od Tobby'ego, bo już kręcił się przy nowym nabytku.

Chwilę później siedziałam razem z męską częścią rodziny w samochodzie, oczywiście ja robiłam za kierowcę. Okrążyłam osiedle oraz wszystkie punkty, które znajdowały się niedaleko. W międzyczasie chłopaki komentowali wszystko, co znajdowało się w samochodzie. Szczerze, nie miałam bladego pojęcia, o czym oni mówią. Dla mnie ważne było tylko to, żeby się nie psuło.
***
Po wyczerpującej kolacji mogłam znaleźć się w łóżku. Okazało się, że tata przyjechał tylko na weekend, a samochód jest prezentem, za to, że urodzę kolejnego wnuka, albo pierwszą wnuczkę. Wspominałam już kiedyś, że jestem oczkiem w głowie taty.

-Śpisz, kochanie? -szepnął cicho Niall.
-Nie. -otworzyłam oczy.
-Wiem, że jest już późno, ale w ciągu dnia jakoś brakuje nam czasu, ciągle coś wypada.
-Zanosi się na poważną rozmowę.-skomentowałam -To troszeczkę nie w twoim stylu.
-Myślę tylko o najbliższych miesiącach skarbie. Musimy podjąć ważne decyzje.
-Na przykład?
-Szkoła rodzenia, czas wybrać jakąś i się zapisać.
-Czy to konieczne? -zapytałam. Nie byłam wcale zadowolona, że mąż chce o tym rozmawiać.
-Uważam, że tak. Noami z pewnością zapyta nas o to na kolejnym USG.
-Okey. Możemy przełożyć tą rozmowę na kiedy indziej. Teraz nie mam do tego głowy.
-Jeśli tak chcesz to w porządku, ale do końca tygodnia coś wybierzemy.
-Super, a ta druga sprawa?
-To już raczej przyjemniejsza część. -przyznał Niall z uśmiechem. -Co robimy z płcią dziecka, chcemy ją znać?
-Sama nie wiem. -zaczęłam -W sumie mi to jest obojętne.
-Żeby przygotować pokoik, to muszę widzieć, jaką farbę kupić, więc wolałbym wiedzieć.
-Chcesz znać płeć tylko dlatego, że nie wiesz, jaką farbę kupić?
-No raczej dziewczynka nie będzie mieszkać w niebieskim pokoju.
-Ten kolor akurat pasuje. -zauważyłam -Ja na przykład lubię niebieski i to nawet bardzo.
-Ale różowy do chłopaka, już nie. Chyba, że chcemy od razu skazać dziecko na bycie gejem. -Niall zaczął się śmiać.
-Jak ty czasami coś powiesz, to brak mi słów.
-Dobrze, wybierzemy taki kolor, żeby pasował dla syna i córki. -powiedział już opanowanym głosem.
-Czyli płeć zostanie tajemnicą, aż do porodu?
-Tego chyba właśnie chcesz, kochanie.
-W takim razie ty wybierz szkołę rodzenia, ja nie będę się wtrącać, tylko się dostosuje.
-Podoba mi się to, zawsze znajdziemy wspólnie wyjście z każdej sytuacji. -podsumował Niall, a ja się w niego wtuliłam.

 ***
#Niall
Zaparkowałem auto przed kliniką, w której również pracuje Cox. Wysiadłem z pojazdu i szybkim krokiem je okrążyłem, otwierając ukochanej drzwi. Hana uśmiechnęła się lekko na ten gest. Po tym jak opuściła pojazd złączyła nasze dłonie. Oboje byliśmy wdoskonałych nastrojach. Od kilku dni cały czas myślę, o dzisiejszej wizycie u Noami, ponieważ nie było mi dane uczestniczyć w poprzedniej. Jestem bardzo podekscytowany tym, że już wkrótce ponownie zobaczę moje i Hany dziecko. Weszliśmy do klinki, podchodząc do biórka recepcjonistki.

-Byliśmy dzisiaj umówieni na kontrolną wizytę. -oznajmiłem.
-Do kogo?
-Do doktor Cox, na godzinę 12:30.
-Poproszę w takim razie nazwisko.
-Hana Horan. -odparła moja żona.
-Lubię, te momenty, kiedy posługujesz się moim nazwiskiem.-szepnąłem ukchanej na ucho.
-Proszę czekać pod gabinetem 11. Pani doktor was wezwie.

Tak jak poleciła nam pielęgniarka poszliśmy pod wskazane drzwi, w oczekiwaniu na naszą kolej.

-Mam nadzieję, że wszystko sprawnie pójdzie, bo muszę jeszcze wrócić na trochę do szpitala. -westchnąłem.
***
Noami przeprowadziła z nami wywiad, tak jak podczas każdej wizyty, wszystko zapisała w karcie. Oprócz tego zmierzyła Hanie ciśnienie i poprosiła, aby stanęła na wadze, by sprawdzić, czy prawidłowo przybiera na wadze. Potem Hana położyła sie na fotelu ginekologicznym, podwijając koszulkę. Cox nałożyła odpowiednią ilość gęstego płynu na brzuch Hany, by przystąpić do badania.

-Wasz dzidzuś rozwija się prawidłowo, waży 275 gramów i ma dokładnie 13 centymetrów. Wszystko jest w porządku, jak na 20 tydzień ciąży.
-Całkiem sporo. -przyznałem. -To dobrze?
-Tak. A tutaj macie główkę.
-Hana, patrz jakie ma już włosy. -rozkazałem.

Ah, te emocje

-Wyglądem zaczyna przypominać noworodka. -zauważyła Hana.
-Kochani, chcecie poznać płeć? -zapytała Noami.

Hana spojrzała na mnie, zanim odpowiedziała na pytanie.

-Zdecydowaliśmy, że to będzie niespodzianka.
-W porządku, zachowam tą informacje dla siebie. A teraz coś dla ciebie Hana. Możesz zacząć już czuć pierwsze ruchy dziecka.

***
#Hana
Wyszliśmy z budynku podziwiając aktualne zdjęcie USG.

-Kurczę! -zatrzymałam się.
-Co jest?
-Zapomniałam wykupić w aptece witaminy. Nie podwoziesz mnie do domu w takim razie.
-Zdążę cię odstawić. Wsiadaj do auta, a ja szybko to załatwię.
-Mogę się przejść do apteki na osiedlu. -przypomniałam sobie.
-A jak wszystko jest wykupione? Tylko kilka minut i jestem z powrotem.
-Dobrze.-uśmiechnęłam się. -Tylko żebyś mi w domu nie stękał, że przeze mnie nie zdążyłeś na czas do szpitala.
***
Siedziałam na kanapie przykryta kocem. W ręku miałam czasopismo, w którym znajdowały się propozycje pokoi dla maluszków. Niall w tym czasie wycierał naczynia po kolacji. Nagle poczułam coś dziwnego.

-Niall! -krzyknęłam -Chodź tutaj!

Horan natychmiast przerwał wykonywaną czynność i usiadł na kanapie obok mnie. Wzięłam jego rękę i położyłam na moim brzuchu.

-Chyba kopnęło, albo mam tak wielką wyobraźnię. -powiedziałam z uśmiechem na twarzy. -Czujesz, znowu się rusza.
-Tak. Masz rację, to są ruchy. Piłkarz daje nam o sobie znać.
-O czym ty mówisz?
-Przepraszam, wymknęło mi się. -Horan podrapał się po głowie.
-Nie tak się umawialiśmy, zabije cię za to,Niall.
-Nie mogłem się powstrzymać, wybacz mi.
-Nie gniewam się, jestem szczęśliwa, że będziemy mieli syna. -przyznałam. -Mam wrażenie, jakby pękały bańki.
-Nie przyzwyczajaj się do tego, z dnia na dzień ruchy będą coraz silniejsze.
-Jeszcze dwa tygodnie temu bałam się, że coś jest nie tak, a teraz jestem bardzo szczęśliwa. Od dziś wiem, że ktoś mieszka w moim brzuchu.

Niall nachylił się i przełożył ucho do brzucha.

-Hej synku, to ja twój tata. -powiedział.
-Skąd wiesz, że cię słyszy?
-A to właśnie jest twoja mama, czasem zadaje zbyt wiele pytań.
-Miło mi. -skomentowałam.

Ten wieczór zapamiętam na bardzo długo. Najpierw poczułam pierwsze ruchy dziecka, a chwilę później dowiedziam się, że to syn daje o sobie znać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za błędy. Oh no, Niall? Horan nie potrafi trzymać języka za zębami. Jakieś propozycje imienia dla synka Hiall?
Liczę na was:) Komentujcie, piszcie na DM na tt, cokolwiek.
#BigLoveNiallFF
Do następnego @angelharry99